Od ostatnich wydarzeń minęło
sześć dni. Spędziłam je z Damonem, na długich wieczornych spacerach,
dopiekaniu wrednym pieskom i delektowaniu się kąpielom w czystym
Adriatyku. Wróciłam do domu jednak sama.
***
- Muszę jechać do Florencji. – Powiedział Damon.
- Nie zabronię ci, ale chciałabym wiedzieć dlaczego? – Zapytałam nieco smutna.
- Może wyda ci się to głupie, ale nie wiem. Chcę odwiedzić stare kąty. - Uśmiechnął się.
- Mogę jechać z tobą. – Zaproponowałam.
- Nie. Wróć do domu. Zajmij się Bonnie, a ja może znajdę coś na Stefana. – Odparł.- W dodatku te małe suki chyba się nas boją po ostatniej pełni, więc możesz się jakoś z nimi dogadać. – Dodał. Przed oczami stanął mi wieczór, kiedy przyjechał Damon. Kiedy księżyc tylko w całości pokazał się nad horyzontem od razu uciekliśmy z ciemnej plaży do oświetlonego miasta. Tam nasze wilkołaki się niezaszły, ponieważ mógł je ktoś zobaczyć.
- Kiedy wrócisz? – Zapytałam po chwili myślenia.
- Nie wiem, ale wiem, że będę umierać z tęsknoty ( tak wiem, ale nie wiem…logiczne zdanie xD – przy. aut.). – Uśmiechnął się.
- Ja też. – Szepnęłam.
***
Lotnisko. Jeszcze kilka kroków i jestem wolna. Nagle spod ziemi wyrosła dobrze mi znana brązowo-włosa:
- Emma, co ty tu robisz? – Byłam zdziwiona.
- Mały kłopot. Stefan kazał ci to przekazać. – Podała mi małą karteczkę. - Narobił małego zamieszania koło szkoły, gdyby nie Bonnie byłoby nie ciekawie. – Westchnęła. W duchu dziękowałam, że nic się nie stało.
***
Kochana Katherine!
Pozdrowienia od Klausa. Ma zamiar zjawić się osobiście i pokazać Ci małą niespodziankę.
Twój Stef
Czytałam kartkę po raz dziesiąty. Co ten parszywy idiota kombinuje?!, zastanawiałam się. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do szkoły. Przy drzwiach zauważyłam Emmę. Zaczynam coraz bardziej jej wierzyć.
***
- Muszę jechać do Florencji. – Powiedział Damon.
- Nie zabronię ci, ale chciałabym wiedzieć dlaczego? – Zapytałam nieco smutna.
- Może wyda ci się to głupie, ale nie wiem. Chcę odwiedzić stare kąty. - Uśmiechnął się.
- Mogę jechać z tobą. – Zaproponowałam.
- Nie. Wróć do domu. Zajmij się Bonnie, a ja może znajdę coś na Stefana. – Odparł.- W dodatku te małe suki chyba się nas boją po ostatniej pełni, więc możesz się jakoś z nimi dogadać. – Dodał. Przed oczami stanął mi wieczór, kiedy przyjechał Damon. Kiedy księżyc tylko w całości pokazał się nad horyzontem od razu uciekliśmy z ciemnej plaży do oświetlonego miasta. Tam nasze wilkołaki się niezaszły, ponieważ mógł je ktoś zobaczyć.
- Kiedy wrócisz? – Zapytałam po chwili myślenia.
- Nie wiem, ale wiem, że będę umierać z tęsknoty ( tak wiem, ale nie wiem…logiczne zdanie xD – przy. aut.). – Uśmiechnął się.
- Ja też. – Szepnęłam.
***
Lotnisko. Jeszcze kilka kroków i jestem wolna. Nagle spod ziemi wyrosła dobrze mi znana brązowo-włosa:
- Emma, co ty tu robisz? – Byłam zdziwiona.
- Mały kłopot. Stefan kazał ci to przekazać. – Podała mi małą karteczkę. - Narobił małego zamieszania koło szkoły, gdyby nie Bonnie byłoby nie ciekawie. – Westchnęła. W duchu dziękowałam, że nic się nie stało.
***
Kochana Katherine!
Pozdrowienia od Klausa. Ma zamiar zjawić się osobiście i pokazać Ci małą niespodziankę.
Twój Stef
Czytałam kartkę po raz dziesiąty. Co ten parszywy idiota kombinuje?!, zastanawiałam się. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do szkoły. Przy drzwiach zauważyłam Emmę. Zaczynam coraz bardziej jej wierzyć.
- Co z Bonnie? – Zapytałam cicho.
- Jakoś się trzyma.
Ta durna brama też na mnie działa. – Odpowiedziała. – Okropny skurwiel
z tego Klausa, kto to w ogóle jest? – Zapytała się.
- Wampir, który uznaje siebie za najstarszego. – Odpowiedziałam.
- Uznaje się? – Zauważyła.
- Ja jestem najstarsza. – Szepnęłam.
- Bez jaj! – Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wariatka! – Powiedziałam.
- Uznaje się? – Zauważyła.
- Ja jestem najstarsza. – Szepnęłam.
- Bez jaj! – Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wariatka! – Powiedziałam.
***
Minęło
kilka dni. Spokojnych dni. Zero Klausa, zero Stefana. I zero wiadomości
od Damona. Zaczynam się o niego martwić. Z drugiej strony ostrzegał
mnie, że możenie dawać znaku życia. Mimo to mam złe przeczucia.
Martwiłam się o niego. Niestety ostatnio nie tylko to mnie zaczęło
martwić. Jeszcze do niedawna byłam niezależna. Potrafiłam sama o siebie
zadbać. Teraz liczę na pomoc każdego dookoła. Wpadłam w rutynę
codziennego, ludzkiego życia. Do tego, do jasnej cholery mam rodzinę!
Zapomniałabym o tym, że jestem terroryzowana przez starą wiedźmę (matka Bonnie) i nie mogę się napić krwi w temperaturze 36,6. Chcę wrócić do
starych nawyków. Muszę!
***
Zaczęła
realizować swój plan. Może to zabrzmi idiotycznie, ale pozbyłam się
rodziny. Kupiłam niewielki domek na obrzeżach miasta. Miał dwie
sypialnie, jak i łazienki, salon oraz kuchnię połączoną z jadalnią. W
nowoczesnym stylu. Salon był w kolorach czerwieni i szarości, a kuchnia
pomarańczy. Mój pokój był praktycznie taki sam jaki miałam u mojej
”przeszywanej” rodziny. Zaraz za domem zaczynał się gęsty las, a obok
mieszkania miałam swoje własne jakuzzi. Dzięki temu miejscu poczułam się
niezależna. Tysiąc-letnia wampirzyca się usamodzielnia. Paradoks. Nadal
chodzę do szkoły. To mój łącznik z normalnością. I zabiłam jakąś
napaloną małolatę i jej chłopaka, których spotkałam w lesie pod namiotem
w czasie polowania. Co więcej nie mam wyrzutów sumienia, a nie
wyłączałam uczyć. Wraca stara Katherine!
***
Kolejny piękny poranek. Wiosna zawitała na dobre. Codziennie za oknem świeciło słońce. Od tygodnia nie chodziłam do szkoły. Jednak dziś coś mnie natchnęło, aby zobaczyć co z Bonnie. Po dwudziestu minutach parkowałam czerwonym Chevrolet’em Camaro pod szkołą. Na niebie zaczęło się chmurzyć. Udałam się pod wyznaczoną salę. Właściwie było już po dzwonku. W klasie nie było jeszcze nauczyciela. Gdy weszłam od razu poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się.
- Bonnie! – Krzyknęłam.
- Tak, ściągnęli zemnie zaklęcie, choć dalej mam coś w rodzaju węzłów. Za dużo nie mogę powiedzieć. – W tej chwili do klasy wszedł nauczyciel, który mówił coś o nowej uczennicy. Usiadłam do ławki i odwróciłam się do niego plecami. – Próbuję go ściągnąć. Tak w ogóle gdzie jest Dam… – Zamilkła. Jej wzrok był skierowany ponad moją głowę. W klasie panowała grobowa cisza. Każdy się we mnie wpatrywał. Za oknem przeszedł głośny grzmot. Coś radziło mi się nie odwracać.
- Witaj Katherine. – Usłyszałam. Ten głos. Identyczny jak mój.
- Elena. – Szepnęłam. Powoli odwróciłam się. Zobaczyłam blondynkę o średniej długości kręconych włosach, niebieskie oczy i ten cwany uśmiech.
- Ty byłaś martwa! - Odpowiedziałam zdziwiona z zadziornym błyskiem w oku.
- Udawałam martwą. Nie cieszysz się na widok siostrzyczki. – Zaśmiała się.
- Nie jesteśmy siostrami. – Zacisnęłam zęby.
- Rzeczywiście, nie po tym jak zabrałaś mi Stefana i Damona i tańczyłaś na moim grobie. – Zdenerwowała się bez powodu. Szybkim ruchem uderzyła mnie w brzuch i po kilku słowach do ogłupiałego nauczyciela wyszła z klasy. Z bólu zgięłam się w pół. Cholera, tego się nie spodziewałam. Za oknem zaczął padać rzęsisty deszcz.
***
Kolejny piękny poranek. Wiosna zawitała na dobre. Codziennie za oknem świeciło słońce. Od tygodnia nie chodziłam do szkoły. Jednak dziś coś mnie natchnęło, aby zobaczyć co z Bonnie. Po dwudziestu minutach parkowałam czerwonym Chevrolet’em Camaro pod szkołą. Na niebie zaczęło się chmurzyć. Udałam się pod wyznaczoną salę. Właściwie było już po dzwonku. W klasie nie było jeszcze nauczyciela. Gdy weszłam od razu poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się.
- Bonnie! – Krzyknęłam.
- Tak, ściągnęli zemnie zaklęcie, choć dalej mam coś w rodzaju węzłów. Za dużo nie mogę powiedzieć. – W tej chwili do klasy wszedł nauczyciel, który mówił coś o nowej uczennicy. Usiadłam do ławki i odwróciłam się do niego plecami. – Próbuję go ściągnąć. Tak w ogóle gdzie jest Dam… – Zamilkła. Jej wzrok był skierowany ponad moją głowę. W klasie panowała grobowa cisza. Każdy się we mnie wpatrywał. Za oknem przeszedł głośny grzmot. Coś radziło mi się nie odwracać.
- Witaj Katherine. – Usłyszałam. Ten głos. Identyczny jak mój.
- Elena. – Szepnęłam. Powoli odwróciłam się. Zobaczyłam blondynkę o średniej długości kręconych włosach, niebieskie oczy i ten cwany uśmiech.
- Ty byłaś martwa! - Odpowiedziałam zdziwiona z zadziornym błyskiem w oku.
- Udawałam martwą. Nie cieszysz się na widok siostrzyczki. – Zaśmiała się.
- Nie jesteśmy siostrami. – Zacisnęłam zęby.
- Rzeczywiście, nie po tym jak zabrałaś mi Stefana i Damona i tańczyłaś na moim grobie. – Zdenerwowała się bez powodu. Szybkim ruchem uderzyła mnie w brzuch i po kilku słowach do ogłupiałego nauczyciela wyszła z klasy. Z bólu zgięłam się w pół. Cholera, tego się nie spodziewałam. Za oknem zaczął padać rzęsisty deszcz.
Buahaha. Zabrałam Damona. Wróci…bardziej wampirzy.
Z góry przepraszam za
błędy. Szczególnie za powtórzenia. Człowiek działa tak, że jak sam coś
pisze, a potem to sprawdza to nie wyłapuje błędów, dlatego warto komuś
podsunąć tekst do przeczytania. Staram się wyjść na
prostą. Rozdział długością nie grzeszy, ale jest lepiej niż było.
Ogólnie nie jestem zadowolona z ostatnich 3-4 rozdziałów. I w tym
momencie jestem na siebie zła. Pomysł mam fajny < co zdarza się u
mnie rzadko>, nawet oryginalny, ale ja i tak muszę to zepsuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz