poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział XIV

Obudziłem się. Promienie słońca mnie oślepiały. Zauważyłem, że brakuje mi Katherine.
- Kath? - Mruknąłem zaspany. Zacząłem rozglądać się po pokoju. Po chwili wyszła z łazienki ubrana tylko w moją czarną koszulę.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się wskakując na łóżko obok mnie.
- Myślałem, że wyszłaś. - Powiedziałem.
- Nie. Powinnam być w szkole od...dwadzieścia minut temu. - Patrzyłem jak udaje, że ma na nadgarstku zegarek. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie krótko. Po chwili głaszcząc mój policzek ręką zapytała:
- Co to za mina?
- Jaka mina? - Spojrzałem zadziornie.
- Ta mina. - Powiedziała pół szeptem.
- Jestem szczęśliwy. - Pocałowaliśmy się znowu jednak teraz nie był to krótki buziak na ,,dzień dobry". Pogłębiła pocałunek przeturlając się na mnie. Jednym palcem podtrzymywała mój podbródek. Jej wargi coraz bardziej napierały na moje. Miała najsłodsze usta na świecie. Jednak tym razem ja przerwałem.
- Mamy trochę roboty. - Mruknąłem niechętnie.
- Wiem.
- Może najpierw ustalmy co nabroiliśmy gdy mnie nie było. - Uniosłem brew.
- Poznasz dziś Caroline. - Uśmiechnęła się.
- Jednak działamy podobnie. - Zaśmiałem się.
- Jak się nazywa? - Uśmiechnęła się.
- Marcus Salvatore. - Odpowiedziałem.
- Kolejny wampir Salvatore. Mrr. - Mruknęła seksownie. - Ciekawe czy jest tak dobry w łóżku co reszta? - Dodała. Tymi słowami przypomniała mi o starej Katherine.
- Bo będę zazdrosny. - Zacząłem bawić się jej włosami.
- To idę się z nim zapoznać. - Uśmiechnęła się chytrze i rozpięła guziki koszuli, i wyszła z pokoju. Wstałem za nią, ale na korytarzu zauważyłem, że idzie do swojego pokoju. Sam zrobiłem to samo.
***
Wskoczyłam pod prysznic. Pasowałoby skontaktować się dziś z Eleną. Główny cel dzisiejszego planu. Potem się zobaczy. Ubrałam się w białą koszulę z czarnym kołnierzykiem, na którym były srebrne ćwieki. Postawiłam także na zwykłe, czarne rurki. Zrobiłam lekki makijaż i przeczesałam wilgotne włosy. Na nogi założyłam czarne szpilki. Uwielbiam buty, które mają ponad dziesięć centymetrów wysokości obcasa. Uznałam, że plan ustalony pod prysznicem jest dobry i prosty w realizacji. Zeszłam na dół. Przy stole w kuchni siedziała Caro i jak mniemam Marcus.
- Czy każdy Salvatore musi być taki przystojny? - Zapytałam na dzień dobry.
- Swojego masz tutaj. - Usłyszałam Damon za plecami.
- Co dzisiaj robimy? - Zapytała moja koleżanka.
- Ty nic nie broisz. Możesz pokazać Marcusowi miasto. - Odpowiedziałam.
- A wy co robicie? - Zapytał Marcus.
- Szukamy mojego sobowtóra. - Widząc jego minę dodałam. - Caroline wyjaśnij mu wszystko. - Pociągnęłam Damon za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.
- Gdzie zaczynamy? - Zapytał.
- Idziemy do szkoły. - Powiedziałam. Jednak po chwili dodałam. - Chociaż męczy ją pewnie taki kac, że z łóżka nie wstała. - Uśmiechnęłam się.
- To gdzie ona mieszka? - Zapytał.
- Cholera wie. Poszukajmy w najlepszych domach w mieście. - Odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu.
***
Godzinę później stałam przed wielkim domem, iście królewskim. Podeszłam do drzwi. Zapukałam. Otworzyła mi Bonnie.
- Możemy wejść? - Zapytałam.
- Proszę. Do Eleny? - Zapytała przepuszczając mnie w progu.
- Tak. - Odpowiedział Damon, który szedł za mną.
- Tylko, że za bardzo się z nią nie dogadacie. - Zaczęła czarownica.
- Kac. Widziałam ile wczoraj wypiła. - Uniosłam brew.
- Gorzej. Kaca zwalcza alkoholem. - Mruknęła Bonnie. Od razu weszłam na pierwsze piętro.
- Damon, zaczekaj na dole. - Krzyknęłam. Na końcu korytarza znalazłam salon. Na łóżku leżał mój sobowtór trzymając w ręku butelkę whisky. Zapukałam we framugę.
- Niezły melanż. - Uśmiechnęłam się.
- To ty. Delikatnie mówiąc weź spierdalaj. - Nawet nie uniosła głowy.
- Nie pij. - Powiedziałam.
- I kto to mówi? - Podniosła się i w ręku wampirzym tempie zeszła na dół. Oczywiście z małymi otarciami o ściany. Zeszłam na nią na dół. Widziałam, że kończy pić trzymaną butelkę whisky.
- Te słowa nie przeszły mi z łatwością przez gardło. - Zaśmiałam się.
- Załóżmy, że kontaktuje. - Powiedziała idąc do lodówki po woreczek krwi. - Czego chcecie? - Dodała.
- Sprzymierzeńca w twojej osobie. - Powiedział Damon wchodzący z Bonnie do kuchni.
- Co ja z tego będę mieć? - Zapytała.
- Stefana. - Odpowiedziałam krótko.
- A wy? - Uniosła brew i uśmiechnęła się zadziornie.
- Kolejną osobę, która planuje wysłać Klausa na tamten świat. - Powiedział Damon z błyskiem w oczach.
- Zgoda. A teraz przepraszam, ale idę się psychiczne i fizycznie przygotować na mega kaca. - Zbladła na samą myśl o tym.
- Jeśli pozwolicie zapraszam was do siebie. - Zaproponowałam.
- Komu w drogę temu czas. - Elena chwyciła butelkę. - Czy coś tam. - Dodała. Poszło łatwiej niż myślałam.
***
Siedzieliśmy w moim salonie. Próbowaliśmy ułożyć jakiś sensowny plan co z pijaną Eleną było trudne. Po za tym czekaliśmy na Marcus'a i Caroline. W pewnym momencie Elena, która jeszcze nie do końca wytrzeźwiała zaczęła się śmiać.
- Co ci tak wesoło? - Uprzedził mnie Damon.
- Pamiętacie kiedy ostatnio siedzieliśmy razem w pokojowych warunkach? - Zapytała.
- W 1912, dobre czasy. - Uśmiechnęłam się.
***
Weszłam do najlepszego baru w mieście, który był odwiedzany przez śmietankę arystokracji. Jazzowa muzyka grała głośno, a w powietrzu czuć było zapach fajek palonych przez mężczyzn jak i kobiety. Dookoła słychać było gwar rozmów, a na parkiecie królowało kilka par. Ubrana byłam w małą czarną, ciemne pantofelki, a na szyję założyłam długi sznur białych pereł. Hebanowe włosy miałam upięte w wymyślnego koczka. Pod wachlarzem rzęs kryły się błękitne oczy, a usta pomalowałam na krwistą czerwień. Rozejrzałam się i już miałam podejść do baru, gdy zobaczyłam dziewczynę łudząco podobną do mnie w towarzystwie jednego z braci Salvatore. Różniła się tylko kolorem włosów, ponieważ moje zafarbowałam na czarno. Damon podniósł się i podszedł do baru. Postanowiłam wykorzystać okazję.
- Mogę się przysiąść? - Zapytałam.
- Ależ oczywiście. - Odparła od razu.
- Katherine Pierce. - Wyciągnęłam dłoń.
- Elena Gilbert. - Przedstawiła się. Wtedy usłyszałam za sobą: - Kogo już zwabiłaś? - Wesoły ton wdarł się do moich uszu.
- Damon, to jest Katherine. - Uśmiechnęła się. Damon nie zareagował. Był dobrym aktorem.
- To ja pójdę po jeszcze jednego drinka dla miłej pani. - Udał lekko ukłon.
- Och, na prawdę, nie trzeba. - Machnęłam ręką.
- Ja pójdę. - Wtrąciła się Elena wstając od stołu. Miałam chwilę aby szczerze porozmawiać z Salvatore. W końcu myślał, że nie żyję.
- Ty żyjesz. - Stwierdził fakt.
- Żyję. - Powtórzyłam. Przez chwilę panowało milczenie. Brunet uparcie się we mnie wpatrywał. Wzięłam jego kieliszek i zaczerpnęłam łyk alkoholu.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - Zapytał.
- Dzisiejszego wieczoru tylko tyle. Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. Jestem tu, żeby się bawić, więc dołącz do mnie. - Uśmiechnęłam się figlarnie. Odpowiedział uśmiechem.
***
- Wasze pierwsze spotkanie było takie normalne. - Zdziwiła się Bonnie.
- Za to je tak uwielbiam. - Powiedziała Elena. Zamilkłam na sekundę, jednak po chwili wiedziałam już co chcę zrobić.
- Bonn, przejdziemy się? - Zapytałam spokojnie. Zmarszczyła czoło.
- Jasne. - Odpowiedziała.
- Będziemy za pół godziny. - Nałożyłam kurtkę. - Els, nie odbij mi faceta. - Pogroziłam palcem sobowtórowi. Ta tylko się zaśmiała.
- Jestem do twojej dyspozycji, skarbie. - Mruknął do niej zachęcająco Damon rozkładając ręce. Za jego głupotę skazałam go rzucając w niego szczotką do włosów, którą miałam pod ręką. Wychodząc z domu zostawiłam ich tarzających się po podłodze ze śmiechu.
*** [Caroline]
Szłam chodnikiem chwilowo milcząc. Tuż obok mnie znajdował się Marcus. Był całkiem sympatyczny.
- To małe miasto w porównaniu z twoją Florencją. - Powiedziałam w końcu. Opowiadałam mu o swoim miejscu urodzenia, o sobie aż w końcu i on zaczął troszeczkę zdradzać informacje o sobie.
- Długo jesteś wampirem? - Zapytał zmieniając temat.
- Chyba mniej więcej tyle co ty. - Odpowiedziałam.
- Jak ty to robisz? - Spojrzał na mnie. Popatrzyłam zdziwiona na niego. - Jesteś taka pogodna i wesoła będąc potworem. - Ściszył głos.
- Znalazłam pozytywny tej sytuacji. - Uśmiechnęłam się.
- Niby jakie? - Popatrzył na mnie jakbym urwała się z kosmosu.
- Pomimo, że zostałam oderwana od rodziny, przyjaciół i normalnego życia wreszcie czuję, że żyję. - Popatrzyłam w bezchmurne niebo. Piękna wiosna.
- To co podoba Ci się najbardziej? - Zapytał z większym entuzjazmem.
- Wampirze tempo. - Wystawiłam język wiedząc, że mój powód był bardzo dziecinny. Marcus patrzył na mnie pytająco.
- Byłam w składzie drużyny koszykarskiej. - Wyjaśniłam. Zauważyłam jak Salvatore zaczął się zadziornie uśmiechać.
- Grałaś już w wampirzym tempie? - Zapytał. Pokiwałam przecząco głową. - A masz ochotę? - Uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę biegnąc przed siebie.
Zapadł zmrok. Po godzinie intensywnej gry na opuszczonym, starym boisku padłam na ziemię ciężko oddychając.
- To wampiry mogą się aż tak zmęczyć? - Przewróciłam się na prawy bok. Tuż przede mną leżał Marcus.
- Jak widać. Dałaś mi niezły wycisk. - Powiedział wstając. Podał mi rękę. Staliśmy tak patrząc się na siebie.
- Dziękuję. - Szepnął uśmiechnięty.
- Razem jakoś damy sobie radę. - Dodałam. Wspięłam się na palce i musnęłam jego policzek. Uśmiechnął się słodko i podał mi rękę.
*** [Katherine]
Bonnie szła koło mnie. Nie odzywałyśmy się do siebie. Postanowiłam przerwać tą ciszę.
- Miałaś rację co do Eleny. Ona po prostu szukała pomocy. - Powiedziałam.
- I w związku z tym? - Uśmiechnęła się podstępnie. Mały, podstępny lis. Przejrzała mnie.
- Przepraszam. - Szepnęłam ledwo słyszalnie.
- Co? Nie słyszę! - Nastawiła uszy.
- Nie katuj mnie. - Poprosiłam błagalnym tonem. Zaśmiała się.
- Przeprosiny przyjęte. Zresztą ja też przepraszam. - Usłyszałam. Przytuliłam ją.
- To wracamy? Bo ten kuszący ton Damona mógł na prawdę zachęcić Elenę. - Zaśmiałam się. Ta tylko przytaknęła. Wróciliśmy i zastałyśmy pijących Damona z Eleną. Po chwili do domu wszedli Marcus z Caroline. Popatrzyli na nas po czym Marcus zwrócił się do Damona:
- Dlaczego ty nie możesz być taki jak ona? Szczerze to jesteś strasznym... - Próbował znaleźć słowo.
- Gburem? - Elena, Caro i ja odezwałyśmy się jednocześnie. Po chwili wszyscy się śmialiśmy.
- Słońce, nawet ty przeciwko mnie? - Pytanie skierował do mnie.
- Przecież wiesz, że ty jesteś wyłącznie moim gburem. - Usiadłam koło niego. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Caroline ogarnęła się i poszła otworzyć. Widok z salonu, w którym siedzieliśmy był wprost na drzwi. Usłyszałam:
- Policja. Możemy rozmawiać z Caroline Forbes w sprawie śmierci jej koleżanek. - Zdziwiłam się słysząc to.
- To ja, proszę wejść. - Brunetka szerzej otworzyła drzwi. Jednak wtedy podeszła do policjanta.
- Nie byłam w to zamieszana ani nie widziałam tego. Powiesz, że mnie tu nie zastałeś. To błędy adres. - Zahipnotyzowała go. - A teraz wyjdź. - Dodała. Wszyscy patrzyli się na nią ze zdziwieniem. Gdy się zorientowała, że wszyscy się na nią wręcz gapimy zaśmiała się.
- Uczę się od najlepszych. - Powiedziała i napiła się alkoholu, który już krążył nam w żyłach. W trakcie rozmowy nagle nastąpiło ożywienie.
- Mam pomysł. - Elena klasnęła. - Zróbmy domówkę. - Uśmiechnęła się. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł, ale po chwili odpowiedziałam:
- Niech będzie.