Zwyczajny dzień w szkole średniej. Wiosenne promienie słońca wpadały do klasy matematycznej:
-
Dobrze. – Powiedziała lekko się uśmiechając – Nana, może mogłabyś
zrobić jeszcze jeden przykład? I tłumacz głośno. – Dodała zadowolona
nauczycielka.
-
Oczywiście. – Powiedział kujonek. Nana popatrzyła na mnie swoim
dumnym i wrednym spojrzeniem. Niby nie jest brzydka. Ma ciemno-brązowe
włosy sięgające za ramiona z prościutką grzywką i zielone oczy oraz dużo
piegów dodających jej uroku, ale ma tak wredny charakter, że uroda tu
nie pomoże. Boże! Nie wiem co mnie powstrzymuje, żeby się na nią nie
rzucić. Z chęcią skręciłabym jej kark. Nie! Zły pomysł. Najpierw bolesne
tortury, a potem powolna śmierć. Poza tym to byłoby strasznie nudne.
Już dawno, naprawdę dawno temu to przerobiłam. A uczyłam się od samego
autora:
-
Ci co nie rozumieją, niech posłuchają, bo to ostatnia chwila, żeby się
nauczyć. – Dodała patrząc na mnie. Wszyscy wiedzą, że
mam „problemy” z matematyką. Wolałam przebywać na świeżym powietrzu w
słoneczne dni. Słońce. Popatrzyłam na swój pierścionek. Złoty, z trzema
niebieskimi oczkami, a spod nich wydostawał się listek zrobiony z tego
drogocennego metalu. Gdy ktoś się o niego pyta zawsze mówię, że to
pamiątka rodzinna, ale nikt nie zna prawdy. Kiedy oderwałam wzrok od
błyskotki zauważyłam nad sobą nauczycielkę oraz wszystkie oczy zwrócone w
moją stronę:
- Widzę, że ten pierścionek bardzo cię rozprasza. Oddaj mi go, i niech zgłoszą… – Mówiła matematyczka.
- Nie. To pamiątka rodzinna. – Powiedziałam szybko.
- W takim razie na pewno twoja mama do mnie przyjdzie, aby go odebrać. – Czekała na ozdóbkę z wyciągniętą ręką. Ta baba mnie nienawidzi.
-
Proszę pani, nalegam aby pierścionek został na swoim miejscu. – Powiedziałam wyraźnie. Patrzyłam nauczycielce prosto w oczy:
- Dobrze, ale… – Moje myśli spanikowały nie słuchając jej dalej. Nie kazałam jej mówić żadnego „ale”. Coś jest nie tak:
-
Katherine!- Krzyknęła nauczycielka. Zawsze chodziła wystrojona w
kozaczki i eleganckie spódnice i sweterki. Była starszą kobietą, ale
mimo wszystko znała się na modzie:
- A tak…przepraszam. – Bąknęłam pod nosem.
- Do tablicy. - Dodała. Chce mnie zastraszyć. Naiwna. Trzeba w końcu zacząć korzystać z życia.
-Zrób przykład „p” z zadania siedemnastego ze strony dwieście trzydziestej trzeciej. – Powiedziała nauczycielka. Kto wymyśla te durne książki.
-
Proszę pani, ale my nie mieliśmy tego tematu, a to jest jeden z
najtrudniejszych przykładów do tego działu. – Powiedział ktoś z klasy. Miło, że ktoś próbuje mnie bronić.
-
Wiem. Jeśli Katherine zrobi dobrze to zadanie to zapomnę o sprawie z
pierścionkiem. – Powiedziała srogo nauczycielka. Ona po prostu miała z
tego ubaw. Zachowuje się jak dziecko. A to zaraz się zdziwi:
-
Już po niej. – Wtrąciła Nana na tyle głośno, żebym usłyszała. Gdy
przepisałam przykład usłyszałam coś nadzwyczaj ciekawego, pomimo to, że
mogła to tylko usłyszeć osoba, do której mówiła Nana:
-
Nie zrobi tego, bo nawet ja tego nie umiem. – Szepnęła do swojej
przyjaciółki z ławki Hachi, która nie tylko miał tak dobre oceny jak Nana, ale również była inteligentna, mądra i miła. Lubiłam ją. Zależy
jej nie tylko na dobrych ocenach, ale też na dobrej opinii wśród
innych. Nie jest wredną zołzą, a poza tym też nie jest najbrzydsza. Ma
krótkie blond włosy i niebieskie oczy, ale nie zwraca uwagi na urodę, a
szkoda, bo gdyby troszkę się postarała byłaby z niej prawdziwa
ślicznotka. Po prostu idealna dziewczyna: śliczna, mądra i miła.
- Nana, jak nie wiesz to ci wytłumaczę jak to się robi. – Powiedziałam dumnie. Ta tylko parsknęła.
Po chwili przykład był zrobiony:
- To wszystko. – Powiedziałam i usiadłam do ławki. Po chwili nauczycielka tylko dodała:
-
Rzeczywiście dobrze, ale to nie usprawiedliwia, że zawaliłaś ostatnią
kartkówkę, ba cały semestr. – Powiedziała. Wtedy zadzwonił dzwonek. Gdy
wszyscy wyszli z klasy podeszłam do nauczycielki. Patrzyłam jej prosto w
oczy i manipulowałam nią:
- Co pani tu robi? – Zapytałam.
- Uczę matematyki. – Odpowiedziała bez głębszych uczuć.
- Kim pani jest? – Oczekiwałam innej odpowiedzi.
- Zwykłą, pracującą kobietą. – Odpowiedziała.
- Co pani o mnie myśli? – Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Jesteś niezdyscyplinowana, marudna i trudna do nauczenia czegokolwiek, pomimo że matematyka jest łatwa. – Powiedziała.
- Zła odpowiedź. – Powiedziałam. – Co dostałam na półrocze? - Dodałam choć dobrze znałam odpowiedź.
- Dwóję. – Powiedziała.
-
Więc, popraw mi tak oceny, żeby wychodziła czwórka, a oceny z tego
półrocza zmień na takie, aby wychodziła mi piątka. - Powiedziałam dalej
manipulując nauczycielką. Po chwili było już po sprawie. Poprawię sobie jeszcze oceny z innych przedmiotów. Coś mi mówi, że będę mieć wysoką
średnią. Bo przecież z życia trzeba korzystać. Mogłam już dać spokój
matematyczce:
- A
i proszę pani w tym semestrze każda moja ocena z sprawdzianu, kartkówki
czy co tam pani wymyśli mam mieć piątkę. – Dopowiedziałam na końcu i
wyszłam z sali. Teraz miałam plastykę i do domu. Gdy weszłam na
zatłoczony korytarz przypomniało mi się jak bardzo męczy mnie głód. O
nie, Bonnie tu idzie. To jedna z moich przyjaciółek. Tych wartych zaufania i
tak samo nienawidzących Nany. Właściwie to Nana mści się na niej.
Ja to jestem tylko „niemiła koleżanka z klasy, która tylko zużywa
powietrze”. Bonnie ma czarne włosy do ramion i brązowe oczy. Jest średniego
wzrostu. A na modzie nikt nie zna się lepiej od niej. Ona jest
mistrzynią w strojeniu.
- Hej. Co to za akcja na matmie? – Zapytała.
- Opowiem ci wszystko na plastyce, a teraz pójdę do łazienki. – Powiedziałam. Nie potrzebowałam teraz światków.
- Pójdę z tobą. – Zaproponowała.
- Nie trzeba. – Powiedziałam.
-
Nie uciekniesz mi znowu z lekcji. – Wzięła mnie za rękę ciągnąc w
stronę toalety. Gdy dotarłyśmy do łazienki weszłam do jednej z kabin.
Zaczęłam grzebać w torebce aż znalazłam butelkę. Nigdy wcześniej nie
potrzebowałam nosić ze sobą „jedzenia”, ale teraz było mi to potrzebne.
Głód był silny, a nie chciałam rzeźni na korytarzu. Odkręciłam zakrętkę i
poczułam zapach krwi. Wypiłam jeden łyk,drugi trzeci. Moje ciało
ogarnęło ciepło, zaczęłam płonąć. Gdy miałam pić dalej usłyszałam
stukanie:
- Żyjesz tam?- Usłyszałam przyjaciółkę.
-Tak.
Chwilka. - Powiedziałam. Zakręciłam butelkę, ale nie mogłam wyjść.
Domyślałam się jak wygląda moja twarz. Wzięłam lusterko i zobaczyłam
obnażone kły, oczy ciemne jak noc i jakby zmarszczki pod oczami
rozciągające się aż pod policzki. Po chwili wszystko było już normalne.
Widziałam swoją piękną, mleczną twarz, błękitne oczy, długie rzęsy,
czerwone usta i część długich blond włosów, które sięgały mi po pas.
Byłam piękna (jakie to skromne - przyp. aut.), ale mimo wszystko za dużo
mnie to nie obchodziło. Usłyszałam pukanie więc
wyszłam:
- Myślałam, że się utopiłaś w muszli klozetowej. – Zaśmiała się Bonnie.
- Bardzo śmieszne. – Powiedziałam.
- Choć na tą plastykę, opowiesz mi co z tą matmą. – Zaczęła. Tak, czyli trzeba zacząć coś wymyślać.
- Kath, słuchasz mnie? – Zapytała brązowooka.
- Przepraszam, nie… – Mruknęłam.
- Masz wieczorem czas? – Zapytała zniecierpliwiona.
- Nie wiem, chyba nie. – Starałam się odpowiedzieć miło.
- Myślałam, że może pójdziemy na spacer. – Zrobiła minę małego szczeniaczka.
-
Zobaczymy. – Powiedziałam. I poszłyśmy na najnudniejszy przedmiot, bo po co ktoś kto widział i znał autorów tych wszystkich
dzieł musi się o nich uczyć? Świat jest nie sprawiedliwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz