piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział I

Zwyczajny dzień w szkole średniej. Wiosenne promienie słońca wpadały do klasy matematycznej:
- Dobrze. – Powiedziała lekko się uśmiechając – Nana, może mogłabyś zrobić jeszcze jeden przykład? I tłumacz głośno. – Dodała zadowolona nauczycielka.
- Oczywiście. – Powiedział kujonek. Nana popatrzyła na mnie swoim dumnym i wrednym spojrzeniem. Niby nie jest brzydka. Ma ciemno-brązowe włosy sięgające za ramiona z prościutką grzywką i zielone oczy oraz dużo piegów dodających jej uroku, ale ma tak wredny charakter, że uroda tu nie pomoże. Boże! Nie wiem co mnie powstrzymuje, żeby się na nią nie rzucić. Z chęcią skręciłabym jej kark. Nie! Zły pomysł. Najpierw bolesne tortury, a potem powolna śmierć. Poza tym to byłoby strasznie nudne. Już dawno, naprawdę dawno temu to przerobiłam. A uczyłam się od samego autora:
- Ci co nie rozumieją, niech posłuchają, bo to ostatnia chwila, żeby się nauczyć. – Dodała patrząc na mnie. Wszyscy wiedzą, że mam „problemy” z matematyką. Wolałam przebywać na świeżym powietrzu w słoneczne dni. Słońce. Popatrzyłam na swój pierścionek. Złoty, z trzema niebieskimi oczkami, a spod nich wydostawał się listek zrobiony z tego drogocennego metalu. Gdy ktoś się o niego pyta zawsze mówię, że to pamiątka rodzinna, ale nikt nie zna prawdy. Kiedy oderwałam wzrok od błyskotki zauważyłam nad sobą nauczycielkę oraz wszystkie oczy zwrócone w moją stronę:
- Widzę, że ten pierścionek bardzo cię rozprasza. Oddaj mi go, i niech zgłoszą… – Mówiła matematyczka.
- Nie. To pamiątka rodzinna. – Powiedziałam szybko.
- W takim razie na pewno twoja mama do mnie przyjdzie, aby go odebrać. – Czekała na ozdóbkę z wyciągniętą ręką. Ta baba mnie nienawidzi.
- Proszę pani, nalegam aby pierścionek został na swoim miejscu. – Powiedziałam wyraźnie. Patrzyłam nauczycielce prosto w oczy:
- Dobrze, ale… – Moje myśli spanikowały nie słuchając jej dalej. Nie kazałam jej mówić żadnego „ale”. Coś jest nie tak:
- Katherine!- Krzyknęła nauczycielka. Zawsze chodziła wystrojona w kozaczki i eleganckie spódnice i sweterki. Była starszą kobietą, ale mimo wszystko znała się na modzie:
- A tak…przepraszam. – Bąknęłam pod nosem.
- Do tablicy. - Dodała. Chce mnie zastraszyć. Naiwna. Trzeba w końcu zacząć korzystać z życia.
-Zrób przykład „p” z zadania siedemnastego ze strony dwieście trzydziestej trzeciej. – Powiedziała nauczycielka. Kto wymyśla te durne książki.
- Proszę pani, ale my nie mieliśmy tego tematu, a to jest jeden z najtrudniejszych przykładów do tego działu. – Powiedział ktoś z klasy. Miło, że ktoś próbuje mnie bronić.
- Wiem. Jeśli Katherine zrobi dobrze to zadanie to zapomnę o sprawie z pierścionkiem. – Powiedziała srogo nauczycielka. Ona po prostu miała z tego ubaw. Zachowuje się jak dziecko. A to zaraz się zdziwi:
- Już po niej. – Wtrąciła Nana na tyle głośno, żebym usłyszała. Gdy przepisałam przykład usłyszałam coś nadzwyczaj ciekawego, pomimo to, że mogła to tylko usłyszeć osoba, do której mówiła Nana:
- Nie zrobi tego, bo nawet ja tego nie umiem. – Szepnęła do swojej przyjaciółki z ławki Hachi, która nie tylko miał tak dobre oceny jak Nana, ale również była inteligentna, mądra i miła. Lubiłam ją. Zależy jej nie tylko na dobrych ocenach, ale też na dobrej opinii wśród innych. Nie jest wredną zołzą, a poza tym też nie jest najbrzydsza. Ma krótkie blond włosy i niebieskie oczy, ale nie zwraca uwagi na urodę, a szkoda, bo gdyby troszkę się postarała byłaby z niej prawdziwa ślicznotka. Po prostu idealna dziewczyna: śliczna, mądra i miła.
- Nana, jak nie wiesz to ci wytłumaczę jak to się robi. – Powiedziałam dumnie. Ta tylko parsknęła.
Po chwili przykład był zrobiony:
- To wszystko. – Powiedziałam i usiadłam do ławki. Po chwili nauczycielka tylko dodała:
- Rzeczywiście dobrze, ale to nie usprawiedliwia, że zawaliłaś ostatnią kartkówkę, ba cały semestr. – Powiedziała. Wtedy zadzwonił dzwonek. Gdy wszyscy wyszli z klasy podeszłam do nauczycielki. Patrzyłam jej prosto w oczy i manipulowałam nią:
- Co pani tu robi? – Zapytałam.
- Uczę matematyki. – Odpowiedziała bez głębszych uczuć.
- Kim pani jest? – Oczekiwałam innej odpowiedzi.
- Zwykłą, pracującą kobietą. – Odpowiedziała.
- Co pani o mnie myśli? – Na mojej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Jesteś niezdyscyplinowana, marudna i trudna do nauczenia czegokolwiek, pomimo że matematyka jest łatwa. – Powiedziała.
- Zła odpowiedź. – Powiedziałam. – Co dostałam na półrocze? - Dodałam choć dobrze znałam odpowiedź.
- Dwóję. – Powiedziała.
- Więc, popraw mi tak oceny, żeby wychodziła czwórka, a oceny z tego półrocza zmień na takie, aby wychodziła mi piątka. - Powiedziałam dalej manipulując nauczycielką. Po chwili było już po sprawie. Poprawię sobie jeszcze oceny z innych przedmiotów. Coś mi mówi, że będę mieć wysoką średnią. Bo przecież z życia trzeba korzystać. Mogłam już dać spokój matematyczce:
- A i proszę pani w tym semestrze każda moja ocena z sprawdzianu, kartkówki czy co tam pani wymyśli mam mieć piątkę. – Dopowiedziałam na końcu i wyszłam z sali. Teraz miałam plastykę i do domu. Gdy weszłam na zatłoczony korytarz przypomniało mi się jak bardzo męczy mnie głód. O nie, Bonnie tu idzie. To jedna z moich przyjaciółek. Tych wartych zaufania i tak samo nienawidzących Nany. Właściwie to Nana mści się na niej. Ja to jestem tylko „niemiła koleżanka z klasy, która tylko zużywa powietrze”. Bonnie ma czarne włosy do ramion i brązowe oczy. Jest średniego wzrostu. A na modzie nikt nie zna się lepiej od niej. Ona jest mistrzynią w strojeniu.
- Hej. Co to za akcja na matmie? – Zapytała.
- Opowiem ci wszystko na plastyce, a teraz pójdę do łazienki. – Powiedziałam. Nie potrzebowałam teraz światków.
- Pójdę z tobą. – Zaproponowała.
- Nie trzeba. – Powiedziałam.
- Nie uciekniesz mi znowu z lekcji. – Wzięła mnie za rękę ciągnąc w stronę toalety. Gdy dotarłyśmy do łazienki weszłam do jednej z kabin. Zaczęłam grzebać w torebce aż znalazłam butelkę. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam nosić ze sobą „jedzenia”, ale teraz było mi to potrzebne. Głód był silny, a nie chciałam rzeźni na korytarzu. Odkręciłam zakrętkę i poczułam zapach krwi. Wypiłam jeden łyk,drugi trzeci. Moje ciało ogarnęło ciepło, zaczęłam płonąć. Gdy miałam pić dalej usłyszałam stukanie:
- Żyjesz tam?- Usłyszałam przyjaciółkę.
-Tak. Chwilka. - Powiedziałam. Zakręciłam butelkę, ale nie mogłam wyjść. Domyślałam się jak wygląda moja twarz. Wzięłam lusterko i zobaczyłam obnażone kły, oczy ciemne jak noc i jakby zmarszczki pod oczami rozciągające się aż pod policzki. Po chwili wszystko było już normalne. Widziałam swoją piękną, mleczną twarz, błękitne oczy, długie rzęsy, czerwone usta i część długich blond włosów, które sięgały mi po pas. Byłam piękna (jakie to skromne - przyp. aut.), ale mimo wszystko za dużo mnie to nie obchodziło. Usłyszałam pukanie więc wyszłam:
- Myślałam, że się utopiłaś w muszli klozetowej. – Zaśmiała się Bonnie.
- Bardzo śmieszne. – Powiedziałam.
- Choć na tą plastykę, opowiesz mi co z tą matmą. – Zaczęła. Tak, czyli trzeba zacząć coś wymyślać.
- Kath, słuchasz mnie? – Zapytała brązowooka.
- Przepraszam, nie… – Mruknęłam.
- Masz wieczorem czas? – Zapytała zniecierpliwiona.
- Nie wiem, chyba nie. – Starałam się odpowiedzieć miło.
- Myślałam, że może pójdziemy na spacer. – Zrobiła minę małego szczeniaczka.
- Zobaczymy. – Powiedziałam. I poszłyśmy na najnudniejszy przedmiot, bo po co ktoś kto widział i znał autorów tych wszystkich dzieł musi się o nich uczyć? Świat jest nie sprawiedliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz