piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział XIII

Cisza. Siedziałam w swoim obszernym salonie. Piłam czerwone wino patrząc na martwe ciało leżące przede mną. Słychać było tylko trzask ognia w kominku i tykanie zegara. Nie ruszałam się tak od dwóch godzin. Nagle usłyszałam chlust powietrza. Moja ofiara odzyskała przytomność. Zaczęła rozglądać się po pokoju aż jej wzrok natknął się na mnie:
- Gdzie ja jestem? – Zapytała.
- U mnie w domu. Jak się czujesz? – Bawiło mnie to. Caroline mogła przez chwilę pomyśleć, że się o nią martwię. – Co to za zapach? – Była rozdrażniona.
Wskazałam na kieliszek obok mnie. Nie odrywała od niego wzroku. Powoli, na czworaka zbliżała się do stolika z naczyniem. Gdy znalazł się w zasięgu jej ręki chwyciła go. Powąchała zawartość po czym wypiła ją. Na jej twarz wdarł się grymas obrzydzenia. Jednak po chwili jej mina mówiła co innego:
- Chcesz więcej? – Uniosłam brew. Pokiwała głową potwierdzając. Jednak zamiast szukać czerwonej cieczy zapytała:
- Co się ze mną dzieje?
- Przemieniłaś się. – Zaśmiałam się w duchu.
- W co? – W jej głosie można było usłyszeć determinację.
- W wampira. – Powiedziałam bez emocji. W jej oczach widać było, że przypominała sobie mój atak na nią i jej koleżanki.
***
- Więc jakie są twoje korzenie? – Zapytałem po tym jak Marcus ogarnął swoje zmasakrowane ciało.
- Jestem ostatnim potomkiem Salvator’ów w prostej linii. – Powiedział.
- Dobrze wiedzieć. – Skwitowałem. Patrzył na mnie zdziwiony.
- Czy ty przypadkiem nie powinieneś wąchać kwiatów od spodu? – Zapytał. – W dodatku od jakiś pięciuset lat? - Dodał. Zaśmiałem się.
- Sam bym tego nie ujął lepiej. - Uśmiechnąłem się. - Ładniej pachną od góry. – Dodałem.
- Czy ja teraz jestem tym…wrrr…czymś? – Zapytał z obrzydzeniem.
- Zabawny z ciebie koleś Marcus. – Poklepałem go po ramieniu. – Chodź. – Wskazałem na drzwi.
***
- Gotowa? – Zapytałam stojąc z kluczykami w ręku.
- Uważasz, że to dobry pomysł? – Bąknęła cicho.
- Jasne. To banda świrów. Będą cię błagać, żebyś ich ugryzła czy zmieniła. Nawet jeśli kogoś zabijesz nikt nie będzie za nimi płakać. – Wyjaśniam. Zerknęła jeszcze na swoje odbicie w lustrze i skierowała się w moją stronę. Nawet ładnie ją ubrałam. Miała czarne szpilki, rurki w kolorze wina oraz czarną koszulę. Przy jej kołnierzyku przyczepiono złote ćwieki. Dopełnieniem były złote kolczyki, zegarek oraz kopertówka. Włosy rozczesała, a robiąc makijaż postawiła na smoky-eyes. Ja natomiast ubrałam czarne rurki i kobaltowy sweterek. Na nogi założyłam wysokie, czarne czółenka na słupku. Obcas i platforma były w kolorze mojego swetra. Wzięłam czarną torebkę na ramię. Włosy związałam w sztywny, wysoki kucyk, a grzywkę podpięłam do tyłu. Postawiłam na delikatny makijaż. Wsiadłyśmy do mojego ukochanego samochodu. Przez półtorej godziny jazdy nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. Jeszcze ją do siebie przekonam. W końcu parkowałam pod klubem w nazwie z wampirem. Nazwa przyciągnęła tu dużo idiotów, którzy wierzą w nasze istnienie. W sumie mają rację.
- Za dwie godziny spotkamy się tutaj. Jak coś to dzwoń. – Zwróciłam się do Caroline. Po chwili już jej nie było. Także chciałam ponieść się instynktowi. Niestety moje plany przerwał znajomy mi głos:
- Siema siostra! – Zobaczyłam zupełnie pijaną Elenę. Boże, mój świat się wali.
- Chodź, baw się ze mną! – Przekrzykiwała muzykę. Raz się żyje. Wyrywałyśmy facetów i żywiłyśmy się nimi. Tańczyłam, śpiewałam. W końcu usiadłyśmy przy wolnym stoliku na czerwonych kanapach. Sącząc wino zapytałam:
- Stefan wie, że żyjesz? – Jeśli mi odpowie wyciągnę z niej wszystko. Po chwili ciszy usłyszałam:
- Nie.
- Nie chcesz do niego wrócić? – Zapytałam.
- Nie wiem. To z winy Klausa. Nie chce go rozpraszać.
- Kanalia. – Warknęłam. – Co on ci obiecał? – Nie odpowiedziała. – Mogę ci pomóc… – Usłyszałam hałas. Caro trochę przesadziła. Odciągnęłam ją od prawie martwego faceta. Zaprowadziłam ją do samochodu. Wróciłam jeszcze na chwilę do środka, ale po Elenie nie było śladu. Jednak nie była tak pijana jak mi się wydawało. Wróciłam do domu. Zaczęłam zastanawiać się co zrobić jutro z Caroline.
- Dasz radę jutro pójść do szkoły? – Zapytałam jej.
- Spoko. Najwyżej spalą mnie na stosie.
Zaśmiałam się. Ona jednak ma poczucie humoru.
- Mam takie pytanie… – Zaczęła. – Czego ty się nie błyszczysz w słońcu? – Zakończyła.
- Bo to nie Zmierzch. My płoniemy na słońcu.
- Więc jak ja mam… – Zaczęłam grzebać po szkatułkach z biżuterią. Po chwili znalazłam srebrną bransoletkę.
- Będzie cię chronić. Nie zdejmuj jej. – Podałam jej świecidełko. Wpadłam na pewien pomysł.
- Możemy iść tylko na końcowe lekcje. – Powiedziałam wyjmując z barku dwa litry czystej. Zobaczyłam tylko uśmieszek na jej twarzy. Dalej obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny.
***
Otworzyłam oczy. Oczywiście był to zły pomysł. Nawet wampiry cierpią czasem na kaca. Spojrzałam na zegarek. Była dziesiąta. Caroline spała z głową zwisającą z kanapy. Chciałam się zaśmiać, ale uświadomiłam sobie, że wcale nie znajduję się w lepszej pozycji. Podniosłam się i udałam pod prysznic. Po trzydziestu minutach ogarnęłam się. Zauważyłam, że Caro już nie śpi. Poszłam do kuchni w celu wyjęcia z lodówki dwóch worków krwi. Pomaga na kaca. Po chwili przyszła Caroline. Podałam jej nasz lek.
- Ogarnięta? – Zapytała.
- Tak. Chodź. Jedziemy do szkoły. – Złapałam za klucze. Chciałam zobaczyć się z Bonnie i nie wierzę, że o niej pomyślałam, z Eleną. Niestety żadnej z nich nie było w szkole. Za to wszyscy mówili o śmierci dziewczyn z drużyny koszykarskiej. Caroline poczuła się nieswojo.
- Chcesz iść? – Zapytałam kiedy kolejna osoba podeszła do niej i chciała wyrazić smutek z powodu straty jej przyjaciółek. Pokiwała potwierdzająco głową. Po chwili szłam w kierunku swojego samochodu. Zauważyłam, że ktoś stoi o niego oparty. Pisnęłam:
- Damon! – Wpadłam mu w ramiona. Zanim się odezwał pocałowałam go. Nie miał mi tego za złe.
- Nareszcie mogę cię skosztować. – Wymruczał wprost do mojego ucha. Zachichotałam słodko. Co czuję, że dzisiejsza noc będzie dłuuuga.

Rozdział XII

Dziwka. Weszła, zrobiła zamieszanie i wyszła.
– Typowe, zwykła szmata. – Szepnęłam niby do siebie.
– Katherine, kto to był? – Usłyszałam głos w klasie.
– Podobieństwo za małe? Moja siostra, bliźniaczka. – Odpowiedziałam niezbyt grzecznie. Kit wciskany na głupich filmach
– Nie będę z nią w jednej klasie. Ba! W jednym mieście. Wypieprzę sukę tam skąd przyjechała. – Powiedziałam głośno. - Zwalniam się z lekcji z powodów rodzinnych. - Rzuciłam w stronę nauczyciela i wyszłam z sali.
***
Do cholery, odbierz ten pieprzony telefon idioto, powtarzałam sobie w myślach to zdanie już piąty raz.
– Halo? – Usłyszałam.
– Damon! Wszystko w porządku? – Zapytałam.
– Oczywiście, w poniedziałek wracam. – Ucieszyłam się.
– Mamy problem… – Zaczęłam. Milczenie. – Mój sobowtór. Ona żyje.
– Elana? – Był spokojny.
– Tak. I Klaus ma pojawić się tu osobiście.
– God damn it. Może będę szybciej. Nie zrób nic głupiego. Uważaj. Kocham cię.
– Ja ciebie też. - Rozłączyłam się. Akurat skończyły się lekcje. I ona. Gwiazda filmowa. Do jasnej cholery! Obok niej szła Bonnie. Co więcej rozmawiały! Kierowałam się w ich stronę.
Bonnie? – Zaczęłam niespokojnie.
– Ooo, Kath… – Uśmiechnęła się. Gdyby ktoś zobaczyłby w tej chwili moją minę mógłby powiedzieć, że szok to za mało powiedziane. Mój mózg przeszedł szybkie pranie plus wirowanie. OMFG.
– Nie rozumiemy. Mówiłaś, że jest wredna, a jest odwrotnie. – Wskazała na ”klona”.
– Eleno, w co ty pogrywasz? – Przymrużyłam oczy.
– W nic. Chcę tu zamieszkać. Stworzyć pozory…hymm…życia. – Zaczęła cwaniaczyć.
– Masz cały świat, więc dlaczego tutaj? – Zapytałam. W myślach zaczęłam się śmiać z faktu, że prowadzimy normalną rozmowę.
– Mam tutaj nowe koleżanki, braci Salvatore, ciebie, starego kochanego Klausa.Uśmiechnęła się wrednie wyliczając na palcach.
– On sprawił, że wróciłaś. Ty byłaś martwa. – Skończyłam.
– Patrz. Nadal jestem martwa. – Klasnęła w dłonie. Po tym po prostu odeszła. Bonnie spojrzała przepraszającym wzrokiem i poszła za nią. Przegryzłam skórę kciuka za złości. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Było późne popołudnie. Nagle nabrałam ochoty na pewną rzecz. Taka zakazana myśl. Jak alkohol dla gimnazjalistów. Po głowie chodziło mi tylko 36,6. Ze szkoły wychodziła grupka dziewczyn. Trudno. Było ich pięć. Mój refleks i zmysł drapieżcy musiał zadziałać. Wychodziły za róg szkoły. Jednej z nich coś wypadło. Została z tyłu. W chwili gdy się schyliła już byłam przed nią. Zanim zdążyła wydać jakikolwiek dźwięk, ja zanurzyłam kły w jej szyi. Czułam jak wysysam z niej wszystko. Po chwili padła martwa. Robiło się coraz ciemnej. Nadciągały burzowe chmury. Teraz pozwoliłam sobie na zmianę w dzikie zwierzę. Nagle pojawiłam się przed czwórką pozostałych dziewczyn. Zatrzymały się. Uśmiechnęłam się jak szaleniec. Widziałam, że się przestraszyły. Nagle szybko zaatakowałam jedną z nich. Zaczęły piszczeć. Kolejna leżała martwa. Jedna pobiegła w stronę pierwszej ofiary, a dwie pozostałe w przeciwną stronę. Pobiegłam za dwójką. Kilkanaście sekund później już ich nie było na tym świecie. Udałam się za ostatnią. Usłyszałam jej krzyk. Pewnie znalazła zwłoki koleżanki. Zobaczyła mnie w zasięgu swojego wzroku:
– To tylko fikcja. – Zaczęła sobie powtarzać.
– Słońce, to rzeczywistość. – Uśmiechnęłam się.
– Nie zabijaj mnie. – Załkała cicho.
– Jak się nazywasz? – Zapytałam.
– Caroline.
– Słyszałam o tobie. Nasza szkolna gwiazda koszykówki. – Mruknęłam zadowolona. Przyjrzałam się jej. Miała dość długie, kasztanowe włosy, ładną, owalną twarz. Duże usta i zielone oczy dodawały jej uroku kilkuletniej dziewczynki. Nie była zbyt wysoka jak na koszykarkę, choć miała zgrabną figurę.
– Nie umrzesz. – Ugryzłam ją w nadgarstek. Zaczęła się szarpać, choć nie miała ze mną szans. Powoli upadła na ziemię. Nie pozwoliłam jej na to.
– Powiedziałaś, że mnie nie zabijesz. – Wysapała słabo. W oddali było słychać grzmot. Pojawiły się też pierwsze krople deszczu.
– W pewnym sensie kłamałam. Jakby mi mało było kłopotów. – Drugie zdanie powiedziałam sama do siebie. Ugryzłam się w rękę i podałam jej do ust.
– Pij. – Nakazałam. Po chwili sprzeciwu zaczęła. Nie miała szans się ze mną siłować. Uznałam, że wypiła wystarczająco.
– Teraz umrzesz. – Oznajmiłam.
– Dlaczego? – Wstała pełna sił. Chciało jej się płakać.
– Taki mój kaprys. – Zaśmiałam się.
– Moje koleżanki nie żyją. – Próbowała mi się postawić. Uniosłam brew do góry i skręciłam jej kark. Padała. Przerzuciłam ją przez ramię i udałam się do samochodu. Wyłożyłam ciało do bagażnika.
***
Siedziałem przy barze. Byłem wszędzie. W starej posiadłości Salvatorów, w obecnej jak i zabytkowym grobowcu. Nie znalazłem nic przydatnego. Od tamtej pory miota mną na prawo i lewo. Moja rodzina w XVII wieku zajmowała się ‘badaniem’ zjawisk paranormalnych. Mógłby się odnaleźć jakiś dziennik czy inne coś. Jestem wściekły z powodu swojej bezradności. Do tego pasowałoby wrócić do Katherine po tym jak Elana cudownym sposobem zmartwychwstała. Obok mnie usiadł jakiś chłopak. Na oko miał ze dwadzieścia lat. Wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ławce przed pubem i czekałem aż ten chłopak wyjdzie. Przy okazji zapaliłem. Jedna fajka, druga, cała paczka. Jest. Było po dwudziestej drugiej. Czarnowłosy kierował się do jak mniemam swojego samochodu. Wszędzie panowała głucha cisza. Nawet nie czułem kiedy wysysałem z niego życie. Po chwili upadł. Już chciałem po sobie sprzątnąć kiedy zauważyłem, że moja ofiara jeszcze oddycha.
– Taki jesteś wytrzymały. Trudno, Katherine będzie miała nową zabawkę. – Szepnąłem pod nosem. Przyłożyłem nadgarstek do jego ust, aby zaczął pić. Po chwili odzyskał przytomność.
– Czego szukałeś dziś w grobowcu Salvatore? – Zapytał hardo.
– Skąd…jak się nazywasz? – Zdziwiłem się.
– Marcus Salvatore. - Usłyszawszy to postanowiłem go wykorzystać.
– Możesz mi się przydać. – Powiedziałem i skręciłem mu kark.

Rozdział XI

Od ostatnich wydarzeń minęło sześć dni. Spędziłam je z Damonem, na długich wieczornych spacerach, dopiekaniu wrednym pieskom i delektowaniu się kąpielom w czystym Adriatyku. Wróciłam do domu jednak sama.
 ***
- Muszę jechać do Florencji. – Powiedział Damon.
- Nie zabronię ci, ale chciałabym wiedzieć dlaczego? – Zapytałam nieco smutna.
- Może wyda ci się to głupie, ale nie wiem. Chcę odwiedzić stare kąty. - Uśmiechnął się.
- Mogę jechać z tobą. – Zaproponowałam.
- Nie. Wróć do domu. Zajmij się Bonnie, a ja może znajdę coś na Stefana. – Odparł.- W dodatku te małe suki chyba się nas boją po ostatniej pełni, więc możesz się jakoś z nimi dogadać. – Dodał. Przed oczami stanął mi wieczór, kiedy przyjechał Damon. Kiedy księżyc tylko w całości pokazał się nad horyzontem od razu uciekliśmy z ciemnej plaży do oświetlonego miasta. Tam nasze wilkołaki się niezaszły, ponieważ mógł je ktoś zobaczyć.
- Kiedy wrócisz? – Zapytałam po chwili myślenia.
- Nie wiem, ale wiem, że będę umierać z tęsknoty ( tak wiem, ale nie wiem…logiczne zdanie xD – przy. aut.). – Uśmiechnął się.
- Ja też. – Szepnęłam.
***
Lotnisko. Jeszcze kilka kroków i jestem wolna. Nagle spod ziemi wyrosła dobrze mi znana brązowo-włosa:
- Emma, co ty tu robisz? – Byłam zdziwiona.
- Mały kłopot. Stefan kazał ci to przekazać. – Podała mi małą karteczkę. - Narobił małego zamieszania koło szkoły, gdyby nie Bonnie byłoby nie ciekawie. – Westchnęła. W duchu dziękowałam, że nic się nie stało.
***


Kochana Katherine!
Pozdrowienia od Klausa. Ma zamiar zjawić się osobiście i pokazać Ci małą niespodziankę.
Twój Stef

 
Czytałam kartkę po raz dziesiąty. Co ten parszywy idiota kombinuje?!, zastanawiałam się. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do szkoły. Przy drzwiach zauważyłam Emmę. Zaczynam coraz bardziej jej wierzyć.
- Co z Bonnie? – Zapytałam cicho.
- Jakoś się trzyma. Ta durna brama też na mnie działa. – Odpowiedziała. – Okropny skurwiel z tego Klausa, kto to w ogóle jest? – Zapytała się.
- Wampir, który uznaje siebie za najstarszego. – Odpowiedziałam.
- Uznaje się? – Zauważyła.
- Ja jestem najstarsza. – Szepnęłam.
- Bez jaj! – Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wariatka! – Powiedziałam.
***
Minęło kilka dni. Spokojnych dni. Zero Klausa, zero Stefana. I zero wiadomości od Damona. Zaczynam się o niego martwić. Z drugiej strony ostrzegał mnie, że możenie dawać znaku życia. Mimo to mam złe przeczucia. Martwiłam się o niego. Niestety ostatnio nie tylko to mnie zaczęło martwić. Jeszcze do niedawna byłam niezależna. Potrafiłam sama o siebie zadbać. Teraz liczę na pomoc każdego dookoła. Wpadłam w rutynę codziennego, ludzkiego życia. Do tego, do jasnej cholery mam rodzinę! Zapomniałabym o tym, że jestem terroryzowana przez starą wiedźmę (matka Bonnie) i nie mogę się napić krwi w temperaturze 36,6. Chcę wrócić do starych nawyków. Muszę!
***
Zaczęła realizować swój plan. Może to zabrzmi idiotycznie, ale pozbyłam się rodziny. Kupiłam niewielki domek na obrzeżach miasta. Miał dwie sypialnie, jak i łazienki, salon oraz kuchnię połączoną z jadalnią. W nowoczesnym stylu. Salon był w kolorach czerwieni i szarości, a kuchnia pomarańczy. Mój pokój był praktycznie taki sam jaki miałam u mojej ”przeszywanej” rodziny. Zaraz za domem zaczynał się gęsty las, a obok mieszkania miałam swoje własne jakuzzi. Dzięki temu miejscu poczułam się niezależna. Tysiąc-letnia wampirzyca się usamodzielnia. Paradoks. Nadal chodzę do szkoły. To mój łącznik z normalnością. I zabiłam jakąś napaloną małolatę i jej chłopaka, których spotkałam w lesie pod namiotem w czasie polowania. Co więcej nie mam wyrzutów sumienia, a nie wyłączałam uczyć. Wraca stara Katherine!
***
Kolejny piękny poranek. Wiosna zawitała na dobre. Codziennie za oknem świeciło słońce. Od tygodnia nie chodziłam do szkoły. Jednak dziś coś mnie natchnęło, aby zobaczyć co z Bonnie. Po dwudziestu minutach parkowałam czerwonym Chevrolet’em Camaro pod szkołą. Na niebie zaczęło się chmurzyć. Udałam się pod wyznaczoną salę. Właściwie było już po dzwonku. W klasie nie było jeszcze nauczyciela. Gdy weszłam od razu poczułam czyjąś rę na ramieniu. Odwróciłam się.
- Bonnie! – Krzyknęłam.
- Tak, ściągnęli zemnie zaklęcie, choć dalej mam coś w rodzaju węzłów. Za dużo nie mogę powiedzieć. – W tej chwili do klasy wszedł nauczyciel, który mówił coś o nowej uczennicy. Usiadłam do ławki i odwróciłam się do niego plecami. – Próbuję go ściągnąć. Tak w ogóle gdzie jest Dam… – Zamilkła. Jej wzrok był skierowany ponad moją głowę. W klasie panowała grobowa cisza. Każdy się we mnie wpatrywał. Za oknem przeszedł głośny grzmot. Coś radziło mi się nie odwracać.
- Witaj Katherine. – Usłyszałam. Ten głos. Identyczny jak mój.
- Elena.Szepnęłam. Powoli odwróciłam się. Zobaczyłam blondynkę o średniej długości kręconych włosach, niebieskie oczy i ten cwany uśmiech.
- Ty byłaś martwa! - Odpowiedziałam zdziwiona z zadziornym błyskiem w oku.
- Udawałam martwą. Nie cieszysz się na widok siostrzyczki. – Zaśmiała się.
- Nie jesteśmy siostrami. – Zacisnęłam zęby.
- Rzeczywiście, nie po tym jak zabrałaś mi Stefana i Damona i tańczyłaś na moim grobie. – Zdenerwowała się bez powodu. Szybkim ruchem uderzyła mnie w brzuch i po kilku słowach do ogłupiałego nauczyciela wyszła z klasy. Z bólu zgięłam się w pół. Cholera, tego się nie spodziewałam. Za oknem zaczął padać rzęsisty deszcz.


Buahaha. Zabrałam Damona. Wróci…bardziej wampirzy.
Z góry przepraszam za błędy. Szczególnie za powtórzenia. Człowiek działa tak, że jak sam coś pisze, a potem to sprawdza to nie wyłapuje błędów, dlatego warto komuś podsunąć tekst do przeczytania. Staram się wyjść na prostą. Rozdział długością nie grzeszy, ale jest lepiej niż było. Ogólnie nie jestem zadowolona z ostatnich 3-4 rozdziałów. I w tym momencie jestem na siebie zła. Pomysł mam fajny < co zdarza się u mnie rzadko>, nawet oryginalny, ale ja i tak muszę to zepsuć. 

Rozdział X

Słońce chyliło się ku zachodowi. Moje stopy obmywały chłodne fale Adriatyku. Jestem tu już drugi dzień. Póki co żadna z moich towarzyszek nie zginęła. Miałyśmy wynajęty hotel nad samym morzem do własnej dyspozycji. Zajęłam jednoosobowy pokój na samej górze. Przy hotelu była odgrodzona plaża tylko dla gości. Dziewczyny siedziały przy ognisku i głośno się śmiały. Nienawidziły mnie. Usiadłam na nagrzanym piasku i pozwoliłam na przypływ zmartwień do moich myśli. Nie wiem co się dzieje z Bonnie ani co kombinuje Klaus i Stefan. W dodatku dziś powinnam bać się sama o siebie – jest pełnia księżyca, a większość z tych dziewczyn pochodzi ze starego rodu wilkołaków. Popatrzyłam w ich stronę. Wszystkie były wpatrzone w postać, która wędrowała brzegiem w moją stronę. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Rzuciłam się w bieg w stronę chłopaka:
- Damon! – Krzyknęłam i wpadłam mu w ramiona. – Co ty tu robisz? – Zapytałam.
- Lubię cię zaskakiwać. – Szepnął. Wziął mnie na ręce i pocałował. Czułam się szczęśliwa, że jest tutaj ze mną:
- Co z Bonnie? – Opamiętałam się.
- Wszystko w porządku. Chodzi do szkoły, ale dalej jest otoczona tą idiotyczną barierą. – Warknął. – Stefan zapadł się pod ziemię. Nie mam pojęcia gdzie jest. - Dodał.

- Na szczęście Bonnie nic nie jest. – Mruknęłam.
- Jak się czujesz wśród miss Barbie? – Zaśmiał się.
- Jak widać żyję, jeszcze. – Powiedziałam.
- Jeszcze? – Popatrzył na mnie sugestywnie. Skierowałam swój wzrok na pojawiający się księżyc.
- Wilkołaki? – Mruknął. Kiwnęłam głową. Usiedliśmy na piasku. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w dół. Leżałam objęta przez niego ramieniem i wpatrywałam się w gwiazdy:
- Damon, co się z tobą dzieje? – Zapytałam po chwili. Popatrzył na mnie. – Nie jesteś arogancki, nerwowy i zgubiłeś swój cięty język. – Zaśmiałam się z własnych słów.
- Nic się nie dzieje.Powiedział z miną zbitego psiaka.
- To inaczej. Co zrobiłeś? – Zapytałam się.
- Nie będziesz zła? – Wstał.
- Zaczynam się bać. – Powiedziałam pół żartem, pół serio.
- Widziałem się z Klausem.Zaczął niepewnie.
- Wróżę kłopoty.Także wstałam.
- Dowiedziałem, że to nie Stef zabił mojego ojca tylko on! – Był wściekły. Jednak po chwili zobaczyłam coś czego się nie spodziewałam. Wampir płakał. Pierwszy raz zastałam go w takiej sytuacji. Zdziwiona, szybko opamiętałam się. Podeszłam do niego i przytuliłam go:
- Nie martw się, dorwiemy go. – Powiedziałam cicho i mocniej go przytuliłam.





 Zapraszam na mój nowy blog – dzieje-shinobi-konohy.blog.onet.pl . Jest on oparty na mandze i anime Naruto.
XoXo,
Smyku.

Rozdział IX

Byłam załamana. Teraz kiedy powinnam szukać Bonnie, muszę się pakować. Ironia losu. Zrobiłam to w ciągu kilku minut, w wampirzym tempie. Co więcej nie mogę dodzwonić się do Damona. Ostatnio zachowywał się dziwnie. Niby mi pomagał, a jednak miałam złe przeczucie. Mój telefon zadzwonił. Złapałam za niebieskie urządzenie i usłyszałam głos Damona:
- Wiem gdzie jest Bonnie. – Powiedział.
- Gdzie? – Ożyłam momentalnie.
- W szkole. – Rozłączył się.
Zabrałam sweterek i po chwili już mnie nie było. W przeciągu minuty byłam w szkole. Był piątek po południu, więc większość drużyn reprezentujących szkołę miało treningi. Z daleka zobaczyłam przyjaciółkę. Poznałam ją po jej czarnej, skórzanej kurtce. Pobiegłam w jej stronę. Gdy byłam około dwa metrów od niej poczułam przeszkodę:
- Bonnie!Krzyknęłam. Ta tylko odwróciła się i popatrzył mi w oczy. Widziałam w nich ból. Próbowałam do niej podejść, lecz czułam niewidzialną barierę:
- Biedna Kath. – Usłyszałam.
- Co jej zrobiłeś?! – Odwróciłam się.
- Nie ja tylko ten, któremu pomagam. – Odpowiedział.
- A kto by był taki mądry, aby korzystać z twojej pomocy Stef? – Prychnęłam mimowolnie.
- Pomyśl. – Szepnął.
- Co jej zrobiłeś? – Pominęłam jego uwagę.
- Klaus potrzebuje czarownicy, więc zabrał jej matkę, która nie była zbyt skłonna do współpracy, więc zagroził życiem jej córki. – Tłumaczył. Ja jedynie usłyszałam jeden wyraz. Klaus, chodziło mi po głowie. Oznaczało to tylko kłopoty.
- Dlaczego nie mogę do niej podejść?! I co Klaus kombinuje?! – Byłam już przestraszona.
- Czy ty jesteś mało inteligentna? To przez zaklęcie. Nie możesz do niej podejść, a gdy tylko stykasz się z barierą wyrządzasz jej krzywdę. Do tego nie może się do ciebie odezwać, bo… – Nie dokończył wodząc mnie.
- Bo co?! – Warknęłam.
- Bo umrze. – Uśmiechnął się chytrze.
- Co Klaus chce zrobić? – Zapytałam się.
- Na razie mogę ci tylko powiedzieć, że zbiera potrzebnych mu ludzi. Resztę zobaczysz wkrótce – Powiedział. W oddali zobaczyłam zbliżającego się do nas Damona.
- Co ten dupek tu robi? – Powiedział, a raczej warknął.
- Też cię miło widzieć Damon. – Odpowiedział Stefan.
- Matka uczyła cię, żeby nie pyskować. – Uśmiechnął się niebieskooki.
- Pożałujesz. - Warknął. Złapał dziewczynę, która przechodziła niedaleko nas i wgryzł się jej w szyję. Po chwili jej ciało bezwładnie opadło na ziemię. Rozejrzałam się przestraszona czy nikt tego nie widział:
- To ty nie gustujesz już w wiewiórkach? – Zapytał z cynicznym uśmiechem na twarzy Damon.
- Ty jesteś głupi? Ktoś mógł cię zobaczyć! - Krzyknęłam.
- To nie mój problem tylko wasz. – Uśmiechnął się. - Stałaś się strasznie nudna Katherine. - Dodał i już go nie było. Nie zdążyłam zareagować.
- Zabiorę ciało, a ty zajmij się tą laską, która trzęsie się schowana za drzewem. – Powiedział i także zniknął. Mój wzrok pokierował się w stronę starego dębu. Emma. Ta dziewczyna ma pecha. Odwróciłam się szukając Bonnie, ale jej też już nie było. Pieprzony Stefan!
- Emma, co ty tu robisz? - Zapytałam w miarę spokojnie.
- Jesteś wampirem. Ja to wiem. Dlaczego chciałaś mnie zauroczyć w łazience? – Zapytała przerażona.
- Skąd ty to wiesz? – Zapytałam zdziwiona. Chwyciła srebrny łańcuszek, który miała na szyi i podniosła go wyżej. Dostrzegłam na nim zawieszkę w kształcie wilka na tle księżyca.
- Nie może być… – Zaśmiałam się.
- Ja nie jestem wilkołakiem, ale moja rodzina tak. Co tu się w ogóle dzieje? – Zadała pewnie pytanie.
- To długa historia. Choć, wyjaśnię ci to po drodze. – Powiedziałam.
***
Siedziałam w przedziale, w pociągu. Kierowałam się w stronę stolicy. Tam czekałam mnie przesiadka do prywatnego samolotu dziwek z prywatnej szkoły, do której miałam chodzić. Mam ochotę je pozabijać. Nie wiem jak przetrwam ten wyjazd. To tylko tydzień, więc może jakoś dam radę.

Rozdział VIII

Kolejny nudny dzień w szkole. Niestety ja i tak nie mogłam się nudzić. Bonnie zniknęła. Nikt jej nie widział i nic nie wie, a jej matka wyjechała z miasta na kilka dni, więc nie mam z nią kontaktu. Nie ja nie wytrzymam! Dzwonie do Damona! Pokierowałam się w stronę szkolnej łazienki. Nie wiedziałam, że ktoś za mną idzie.
[Emma]
- Ja nie wytrzymam! – Krzyknęła przez telefon. Stałam schowana w jednej z kabin i przysłuchiwałam się rozmowie. Katherine ostatnio mnie unikała, a przecież jesteśmy przyjaciółkami. Może nie najlepszymi, ale jednak jest dla mnie ważna. Musiałam wiedzieć co się dzieje:
- Słońce, spokojnie. Nic jej nie będzie. – Uspokajał ją niski głos.
- Ale jak ja mam być spokojna, jeśli siedzę w szkole, a Bonnie może ktoś porwał. Nie wiem czy pamiętasz, ale parę dni temu Stefan mało mnie nie zabił! – Krzyczała przerażona.
- Jeśli ci tak zależy to mogę po ciebie przyjechać i możemy jej zacząć szukać. – Zaproponował.
- Bądź za dziesięć minut. Ja się muszę jeszcze jakoś ogarnąć, w sensie psychicznym. – Powiedziała spokojniej.
- Dobra, wziąć krew? – Zapytał. O co chodzi? Jaką znowu krew?! , pomyślałam.
- Nie nie trzeba. Mam swoją. Kocham cię. – Powiedziała na koniec.
- Ja ciebie też. – Rozłączył się. Uchyliłam troszeczkę drzwi. Miała widok na umywalki. Przy jednej stała Kath. Wyciągnęła z torebki lusterko, chusteczki i butelkę z czerwoną substancją. Krew?! , pierwsze, co przyszło mi namyśl. Zaczęła pić, jednak wyglądało to bardziej jakby chciała wyssać całą butelkę. Odwróciła się twarzą do mnie. Nie mogłam uwierzyć! Wyglądała jak potwór. Pod oczami rozciągały się ciemne, dobrze widoczne żyły, a oczy stały się czerwone. Co więcej, miała kły! Chciałam krzyczeć. Zaczęłam głośno oddychać, osunęłam się po ścianie i usiadałam na podłodze. Nie wiedziałam co robić czy myśleć.

[Katherine]
Usłyszałam wzmocniony oddech i uderzenie o podłogę. Cicho podeszłam w stronę toalet. Otworzyłam pierwsze drzwi. Nic. Drugie to samo. I trzecie. Zobaczyłam płaczącą Emmę:
- O Boże! Emma, ja… – Starałam się ją pocieszyć.
- Nie zbliżaj się do mnie! – Krzyknęła i wybuchła głośniejszym szlochem.
- Nic ci nie zrobię. Proszę, daj sobie pomóc.Głos mi się łamał.
-Co ty zrobiłaś z Bonnie?! Dlaczego jej nie ma? Z kim rozmawiałaś? I kto to jest Stefan!? – Wychlipała przerażona.
- Ja naprawdę nie mam czasu. Czekaj.Podeszłam do niej i popatrzyłam się w jej oczy. – Niczego nie będziesz pamiętać. Nic nie wiesz o mnie ani Bonnie. Teraz w spokoju wrócisz na lekcje. – Zauroczyłam ją. Powtórzyła moje słowa i wyszła. Ja zwinnym ruchem podskoczyłam do okna i wyskoczyłam przez nie na zewnątrz. Zauważyłam czerwone lamborghini i wsiadłam do niego:
-Cześć. – Damon przywitał się ze mną całusem w policzek.
- Jedziemy. – Powiedziałam.
- A gdzie? – Zapytał znudzony.
- Do domu Bonn. – Szepnęłam. Byłam zirytowana jego opanowaniem i znudzeniem. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Kazałam poczekać Damonowi w samochodzie, ponieważ tylko mnie bardziej wkurzy tym swoim wewnętrznym spokojem, a po drugie i tak nie wejdzie. W wampirzym tempie znalazłam się w pokoju mojej przyjaciółki. I nieco mnie to zmartwiło, co zastałam. Korekta, przeraziłam się. Jej ukochane miejsce w domu było całkowicie zdemolowane. Zrobiłam kilka zdjęć telefonem i rozejrzałam się dookoła. Po kilku minutach znalazłam coś jakże „oryginalnego” . List przyczepiony do ściany za pomocą srebrnego sztyletu. Już chciałam zacząć się śmiać, ale zauważyłam ozdobną literę „S” na kartce:
- Salvatore. – Szepnęłam. Chwyciłam kartkę i wybiegłam do Damona. Wpadłam do samochodu:
- Co się stało? – Zapytał. Drżącą ręką podałam mu list. Przeczytał na głos:
  
Wasza wiedźma jest bezpieczna. Oddam ją w kawałku,
chyba. Nie martwcie się, to był tylko taki żart.
Jest mi potrzebna, bo szykuję dla Kath niespodziankę. Całuję.
                                                                                                                    Rozpruwacz.

- I co robimy? – Zapytałam na skraju załamania nerwowego.
- Czekamy. – Przytulił mnie.
- O nie! – Dostałam nagłego olśnienia.
- Co się dzieje? – Zapytał z troską w swoich pięknych oczach.
- Pojutrze wyjeżdżam do Chorwacji! Pamiętasz? – On tylko pokiwał głową. 




No i jest. Dość krótki rozdział, ale myślę, że teraz takie będą dodawane tyle, że częściej. I wiem, że Damon to nie Damon. Jest nudny jak flaki z olejem. To tylko cisza przed burzą. Kath też będzie niegrzeczna, ale z przymusu. To by było na tyle Zapraszam do komentowania, bo pewnie już przeczytaliście.
XoXo, Smyczek

Rozdział VII

Jechaliśmy już jakąś godzinę. W końcu zaczęłam się interesować gdzie mnie zabiera:
- Damon, gdzie jedziemy? – Spytałam.
- Zobaczysz. – Puścił do mnie oczko. Więcej już się nie pytałam. Wystarczyło, że był tutaj,obok mnie. Jego obecność. Patrzyłam na to co mijamy. Ma horyzoncie pojawił się las i duże jezioro. Słońce zachodziło tuż nad drzewami i pięknie odbijało się w tafli wody. Jak romantycznie, pomyślałam. Jechaliśmy autostradą, nagle mój kierowca skręcił w niewielką uliczkę. Po jej bokach stały potężne wierzby. W oddali zobaczyłam mały drewniany domek:
- Co to za miejsce? – Zapytałam oczarowana.
- Taki jakby domek letniskowy. –Powiedział.
- Twój? – Zapytałam zdziwiona. To do niego nie podobne. Nie dba o takie, że czy jak kupno domu czy inne sprawy. Zabawi się rok i wyjeżdża. Cały Damon.
- Właściwie to nie. – Spojrzałam na niego pytająco. – Należy do Stefana. – Dodał.
- O nie! – Rzuciłam odruchowo.
- Nie martw się, nie ma go tu. – Powiedział spokojnie. Po chwili samochód stanął. Mogłam obejrzeć budynek w całej okazałości. Nie sprawiał wrażenia takiego małego. Wysiadłam z auta nie odrywając wzroku od posiadłości. Stałam właśnie na początku kamiennej ścieżki prowadzącej do dużych drzwi domu. Po bokach znajdowały się dwa drewniane filary, na których opierało się zadaszenie. Do domu wchodziło się po czterech schodkach. Po prawej i lewej stronie budynku znajdowały się dwa okna. Wzdłuż ścieżki ciągnęły się piękne krzewy czerwonych róż. W końcu Damon otworzył drzwi zapraszając mnie do środka. Gdy tylko przekroczyłam próg ujrzałam wielki salon,do którego można było się dostać przez mały przedpokój, w którym właśnie się znajdowaliśmy. Po mojej prawej stronie znajdowała się szafka na buty, a po lewej wieszak. Weszłam w głąb mieszkania. Na środku salonu leżał czerwony dywan, na którym stał mały stolik. Na około znajdowały się dwie skórzane kanapy i fotel. Na przeciwko mnie wymurowany był kominek. Po prawej stronie stały szafki z książkami, pokryte warstwą kurzu, podobnie jak po lewej. To takie podobne do Stefana. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, a po lewej schody na piętro. Damon wskazał na fotel. Usiadłam, a on udał się w wampirzym tempie na górę. Nie było go dziesięć minut. Znudziło mnie czekanie więc zaczęłam oglądać co dokładnie znajduje się w „małej” biblioteczce Stefana. Parę minut później czarnowłosy wrócił do mnie. Przelotnie za okno. Było już całkiem ciemno. Damon zaprowadził mnie na górę. Prowadził długim korytarzem, który kończył się tarasem. Gdy podeszłam bliżej ujrzałam stół z srebrną zastawą i dwoma świecami. Oraz czerwone wino. No tak, cały Damon.
- Po co to wszystko? - Zapytałam zaskoczona.
- Oj, nie marudź. Wiesz, że jak już zapraszam gdzieś dziewczynę, to robię to z klasą, nie to co Stef. – Tłumaczył się.
- To słodkie. – Powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Usiadłam do stołu. Damon, jak na prawdziwego dżentelmena przystało odsunął mi krzesło od stołu. Już dawno nie czułam się tak doceniona i tak ważna dla kogoś.
- I co, pojedziesz Chorwacji? – Zapytał nagle.
- Nie wiem. Wolę spędzić ten czasz tobą. – Uśmiechnęłam się.
- Pojedź. – Szepnął.
- Po co? Żeby wkurzać się na te popieprzone dziewczyny? – Zapytałam ironicznie.
- A z kim ty tam jedziesz? – Zapytał rozbawiony.
- Z dziewczynami z prywatnej szkoły, z sąsiedniego miasta. Znają mnie i nienawidzą. Wzajemnie.  – Powiedziałam.
 - To je troszkę podenerwujemy… - Powiedział tajemniczo. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze. Najpierw skończyliśmy kolację (bo wampirom jedzenie jest bardzo potrzebne – dop. Aut xD), następnie udaliśmy się na romantyczny spacer pod gwiazdami. Damon zaopatrzył się w butelkę jakiegoś trunku. Zdziwiło mnie to, że nie była to jego ukochana whisky tylko cytrynówka. Przeszliśmy się leśną ścieżką, a później usiedliśmy na schodkach prowadzących do starego budynku, który na pewno był opuszczony. Usiedliśmy obok siebie. Damon zaczął pić.
- Ej, a ja? – Zapytałam z udawanym wyrzutem.
- Co ty? – Zapytał już lekko pijany.
- Nie rób z siebie idioty, tylko daj mi tą butelkę. – Powiedziałam o dziwo spokojnie. Po kilkunastu minutach świat mi się kręcił przed oczami.
- Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało. – Szepnął. Popatrzyłam mu w oczy. Pociągnął mnie za talię i oboje leżeliśmy na murowanych schodkach patrząc się w niebo. Po paru minutach znowu siedzieliśmy w siebie wtuleni. Było dość chłodno. Widząc, że mi zimno przytulił mnie mocno i wziął moje ręce w swoje:
- I tak masz zimne dłonie. – Powiedziałam.
- To miało być romantyczne. – Uśmiechnął się.
- Ja mam cieplejsze ręce! - Powiedziałam.
- Nie, ja. – Zaczął.
- Ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja! Czy ty zawsze musisz popsuć romantyczne chwile? – Zapytał z wyrzutem.
- A od kiedy to ty jesteś romantyczny? – Zapytałam podejrzliwe.
- Odkąd się w tobie zakochałem, ale to już wiesz. – Szepnął. Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego. Wystarczyła mi tylko jego obecność. Kochałam go całą sobą, każdym kawałkiem ciała. Jego wspaniałą osobę. Nie dlatego, że był przystojny czy miał wspaniały charakter. Za to, że mnie kochał. Chwilę później wróciliśmy do domku Stefana. Nadchodziła godzina dwudziesta trzecia:
- Damon, ja mam rodziców! - Krzyknęłam, bo nagle dostałam olśnienia.
- I po jaką cholerę? A tak w ogóle to jakim cudem ty jesteś młodsza niż w latach pięćdziesiątych? - Zapytał.
- Jak się chodzi tyle po ziemi to się wie to i owo. – Uśmiechnęłam się zadziornie. – Teraz na serio: ja muszę wracać! – Dodałam.
- Ale marudzisz. Chodź. Odwiozę cię. – Powiedział. Po godzinie byłam u siebie w domu. Pomyślałam, że zadzwonię do Bonnie. Nie widziałam jej od wczoraj. Nawet nie wiem czy była dziś w szkole. Chwyciłam swój telefon i wybrałam numer. Numer nie odpowiada. Spróbowałam jeszcze kilka razu. I nic. Zaczęłam się martwić. Chciałam już wyjść i sprawdzić czy jest w domu, ale zadzwonił mój telefon:
- Katherine, proszę nie dzwoń. Jak tylko będę mogła to się z tobą zobaczę. – Powiedziała tak szybko, że mało co zrozumiałam.
- Bonnie, ale ja… – Nie skończyłam, bo połączenie zostało przerwane. Mimo wszystko postanowiłam się z tym przespać. W końcu może jutro się wszystko wyjaśni.


*****
Dedykacja dla mojej BFF —> sceny z życia wzięte, Adhson xD ;*

Rozdział VI

Poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Pokój oświetlała tylko mała lampka nocna. Ujrzałam piękne,błękitne oczy:
- Damon.Szepnęłam, lecz później nastała tylko ciemność.
***
Otworzyłam oczy. Leżałam w swoim łóżku, które stało w rogu pokoju. Obok mnie znajdowało się hebanowe biurko. Na przeciwko, na całej ścianie była wbudowana duża szafa z rozsuwanymi drzwiami, zza którymi kryły się moje wszystkie rzeczy oraz drzwi do łazienki. Po lewej stronie drzwi wejściowych do pomieszczenia znajdowało się wielkie okno z szerokim parapetem, na którym nie raz siadałam i słuchałam muzyki z mojego mp3. Obok łóżka stała mała szafka nocna. Chciałam wstać, ale poczułam ogromny ból. Zobaczyłam ciemną sylwetkę na tle okna:
- Nie ruszaj się. – Usłyszałam.
- Co się stało? Dlaczego wszystko mnie boli? I co ty tutaj robisz? – Zadawałam pytania próbując się podnieść.
- Nie ruszaj się. Jeśli chcesz wiedzieć to był tutaj Stefan. Z bardzo ładną bronią. Zgaduję, że w całym twoim ciele jest pełno drzazg i większych kawałków drewna obstawiam, więc, że dlatego wszystko cię boli. A jestem tutaj jako twój wybawca z opresji. – Uśmiechnął się dumnie.
- Dziękuję. – Szepnęłam. Pomimo dużego bólu usiadłam.Zobaczyłam, że cała moja bluzka jest we krwi. Podniosłam jej kawałek i stwierdziłam, że Damon nie żartował. Rzeczywiście wyglądałam okropnie.
- Plecy są jeszcze gorsze. – Uśmiechnął się.
- Czyli już mnie dokładnie obejrzałeś? – Zapytałam niezbyt inteligentnie. On tylko uśmiechnął się chytrze. Zaczęłam wyjmować kawałki drewna z mojej skóry. Najpierw ręce, brzuch i dekolt. Nogi wyglądały o wiele lepiej. Pewnie dlatego, że cała broń była celowana w moje serce. Prawie skończyłam, lecz przypomniałam sobie, że zostały jeszcze plecy:
- Damon, sama sobie tego z pleców nie wyjmę. – Jęknęłam.
- Jak sobie życzysz. – Powiedział z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Zadrżałam pod wpływem dotyku jego rąk. Delikatnie zaczął skubać małe paskudztwa. Szedł coraz wyżej. Odprężyłam się, zamknęłam oczy. Czułam jak moje rany się goją. Poczułam jego oddech na swoim karku:
- Co robisz? – Zapytałam przechylając głowę tak, aby dać mu dostęp do mojej szyi. Bądź, co bądź, o tym marzę odkąd znowu pojawił się na mojej drodze.
- Ciiii… – Przeciągnął, nie odrywając ust od mojego ucha. Odwróciłam się powoli. Czułam jak całuję moją szyję, płatki uszu, policzki. W końcu pocałował mnie. Delikatnie. Przyciągnęłam go do siebie i wplątałam palce w jego włosy. Gdy poczułam, że ma ochotę na więcej oderwałam się od niego. Spojrzał na mnie pytająco:
- Moi rodzice śpią za ścianą. – Powiedziałam.
- Korekta. To nie są twoi rodzice. – Dodał z wyrzutem.
- Ja o tym wiem, ty o tym wiesz, ale oni tego nie wiedzą. – Powiedziałam i uśmiechnęłam się. Znowu złożyłam pocałunek na jego ustach. Wiedział, że za dużo tej nocy nie zdziała, ale chciał się mną nacieszyć. Godzinę później leżeliśmy wtuleni w siebie:
- Dlaczego ją zabiłaś? – Znowu zszedł na temat tabu.
- Dlaczego o nią pytasz? – Zastanowiłam się. Cały czas tylko ona.
- Kochałem ją. – Szepnął gładząc moje włosy.
- Tak, i tak samo jak ja wybrała Stefana. – Uśmiechnęłam się.
- To nawet dobrze. Mnie przyciągnął do niej tylko jej wygląd, dlatego, że wygląda tak jak ty. Tylko, że ona była wredną, samolubną suką. – Powiedział.
- I mimo wszystko ciągle pytasz o nią. Elena to, Elena tamto… – Zaczęłam zdenerwowana.
- Ona nic dla mnie już nie znaczy. Zresztą nie żyje. Chce tylko wiedzieć, dlaczego ją zabiłaś? – Znowu zapytał.
- Powiedziałabym ci, ale on mi nie pozwolił. – Skryłam się w jego ramieniu.
- Zauroczył cię? – Zapytał zdziwiony.
- Tak. Chciał złamać klątwę. – Skończyłam.
- I udało mu się. – Szepnął.
***
Obudziłam się. Zaczęłam szukać ręką Damona obok mnie. Zamiast niego natknęłam się na kartkę papieru.
              Słońce!
Wyszedłem, ale pozwoliłem sobie sprawdzić, o której zaczynasz lekcje. Tak w ogóle jak ty możesz wytrzymać w szkole? W każdym bądź razie przyjadę po ciebie o ósmej pięćdziesiąt pięć.
  Całuję, Twój Damon.
Zerknęłam na zegarek, który wskazywał ósmą pięć. Pobiegłam do łazienki, wziąć krótki prysznic. Dziesięć minut później zajrzałam za okno. Pogoda była paskudna. Wyszperałam w mojej szafie czarne, obcisłe rurki, różową bluzkę z nadrukiem i czarną kamizelkę. Włosy związałam wysoko na głowie. Zabrałam się za makijaż. Postanowiłam zaszaleć. Nałożyłam róż na policzki, czarną kredką podkreśliłam oczy. Wytuszowałam i podkręciłam rzęsy.Usta potraktowałam błyszczykiem. Nałożyłam czarne buty na średnim obcasie z klamerką z przodu, pomimo to, iż w szkole jest zakaz wszelkich obcasów. Byłam w świetnym humorze. Nałożyłam czarną, skórzaną kurtkę, wzięłam torbę i wyszłam. Na zewnątrz już czekał Damon:
- Spóźniłaś się. – Powitał mnie całusem.
- Trzy minuty w tą czy w tamtą. To bez znaczenia. – Powiedziałam lekceważąco.
- Ktoś tutaj jest ostry jak żyleta. – Usłyszałam.
- Mam po prostu dobry humor. – Powiedziałam. Chwilę później byłam pod drzwiami szkoły. Mimo, iż padał deszcz sporo uczniów siedziało na zewnątrz, czekając na pierwszą lekcję. Nie wiem czy to ja, czy wspaniały i głośny motor zwrócił uwagę wszystkich. Zdjęłam kask i wstałam z pojazdu.
- To, o której mam tu być? – Zapytał niebieskooki.
- O piętnastej. – Powiedziałam i uśmiechnęłam się słodko.
- Co ja będę tyle bez ciebie robić? – Wzniósł oczy do góry.
- Tylko nikogo nie zabij, dobrze? – Poprosiłam.
- Nic nie obiecuję. – Uwielbiał się ze mną droczyć. Podniósł mój podbródek i pocałował mnie. Delikatnie, lecz po chwili bardziej pewnie i brutalnie. Usłyszałam dzwonek, dlatego oderwałam się od niego.
- Do zobaczenia, piękna. – Powiedział nakładając kask. Poszłam w stronę wejścia. Udałam się na najwyższe piętro, na lekcję angielskiego. Dzień miną mi dość szybko. Nawet się dzisiaj w nic nie wmieszałam, ale cała szkoła i tak mówiła tylko o tajemniczym przystojniaku,którego wyrwała ta mała. Słyszałam różnie plotki – że się z nim przespałam i na mnie poleciał, więc pewnie rzuci mnie tak szybko jak poznał lub, że to taki chłopak na niby, aby narobić zamieszania. Nadeszła w końcu godzina trzecia. Chciałam jako ostatnia wyjść ze szkoły tylko dlatego, że stoi tam Damon. Po chwili wyszłam z budynku. Nie ujrzałam czarnego jednośladowca, lecz piękny czerwony kabriolet:
- Nie przesadzasz? – Zapytałam na powitanie.
- Nie. – Powiedział i mnie pocałował. – Wskakuj. – Dodał.
- Gdzie jedziemy? – Zadałam pytanie.
- Na randkę. – Odrzekł pewny siebie.
- Podrzucisz mnie najpierw na chwilę do domu, chcę zostawić książki. – Poprosiłam. Kilka minut później byłam pod swoim domem. Usłyszałam wołanie z kuchni:
- Katherine, chodź tu na chwilę!
- Tak, mamo. O co chodzi? – Powiedziałam zniecierpliwiona.
- Mamy z tatą dla ciebie niespodziankę. Pamiętam jak często mówiłaś, że zawsze chciałaś pojechać do Chorwacji. – Zaczęła, a mi namyśl przyszły niedzielne obiadki, przy których zachowywałam się jak normalne dziecko. Między innymi mówiłam coś o Chorwacji, że chciałabym tam pojechać mimo, że w ciągu swojego życia byłam tam z dziesięć razy.
- Więc wykupiliśmy ci wyjazd na obóz na dwa tygodnie nad Morzem Adriatyckim. – Skończyła. Nawet na nią nie spojrzałam, tylko wyszłam z domu. Byłam wściekła. Dopiero co Damon do mnie wrócił, a oni już chcą nas rozdzielić. Wsiadłam wściekła do samochodu:
- O co chodzi? – Zapytał Damon.
- Twój wampirzy słuch nie działa, czy co do cholery?! – Warknęłam. Byłam wściekła, ale chciałam w spokoju się nim nacieszyć. Przytulił mnie i odpalił samochód.

Rozdział V

- Zatańcz ze mną. – Wyciągnął rękę i wysłał mi swój markowy uśmieszek. Pokiwałam przecząco głową. Zlustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie czarne jeansy, skórzane buty w tym samym kolorze oraz ciemną koszulę tak zapiętą, aby odsłaniała kawałek jego idealnego torsu:
- Przecież ja nie gryzę. – Powiedział i poruszył ręką w zapraszającym geście.
- Jeszcze. – Szepnęłam. Niepewnie podałam mu swoją dłoń. O Mój Boże! Znowu dotknęłam jego skóry. Po tylu latach. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Czemu ten idiota wywoływał u mnie takie odruchy?
- Jak za dawnych lat. – Szepnął mi do ucha. Poczułam jego oddech na mojej skórze. Po chwili staliśmy na środku sali. Jak na złość leciała wolna piosenka. Popatrzyłam w jego niebieskie oczy. Nie było w nich widać chęci mordu, lecz wesołe iskierki. Po chwili przyciągnął mnie do siebie i położył ręce na mojej tali. Odruchowo zarzuciłam ręce na jego szyję. Tańczyliśmy cały czas patrząc sobie w oczy. Zatraciliśmy się w muzyce. Zapomniałam, że nasza miłość już dawno przeminęła. Tak wspaniale i bezpiecznie czułam się w jego ramionach. Oparłam głowę o jego tors:
- Dlaczego wróciłeś? – Zapytałam nie zmieniając pozycji w jakiej się znajdowałam.
- Dlaczego ją zabiłaś? – Zbył moje pytanie.
- Ja nie mogę ci powiedzieć. – W moich oczach zaszkliły się łzy.
- Wiesz, że ją kochałem? – Zapytał spokojnie.
- Bez wzajemności. Stefan chyba nadal jest na mnie wściekły. Był z nią. – Szepnęłam.
- Jest. O wiele bardziej niż ja. Dlaczego mi nie powiesz? – Kontynuował.
- Dlaczego tu jesteś? – Ciągnęłam dalej.
- Stęskniłem się. – Mruknął.
- Uważaj, bo uwierzę. – Powiedziałam.
- To po co innego miałbym tu przyjeżdżać? – Wzniósł oczy do góry.
- Żeby mnie zabić, zemścić się… – Wyliczałam, lecz położył mi palec na ustach.
- Wolisz szczerość czy kłamstwo? – Zapytał.
- Tak, bo lepiej mi kłamać prosto w oczy. – Rzuciłam sarkastycznie..
- Tak, chciałem się zemścić. Przeszło mi. – Powiedział.
- Czego ty chcesz? - Zastanawiałam się.
- Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? – Zapytał patrząc mi w oczy.
- Tak. Przecież to ty. Damon Salvatore! – Zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne. – Skwitował.
- Nie denerwuj mnie! – Warknęłam i odeszłam od niego. Zauważyłam Bonnie przy drzwiach:
- Choć zanim go zabije! – Wysyczałam wkurzona.
- Oookej. – Powiedziała przeciągając sylaby. Poszłyśmy korytarzem biegnącym do wyjścia ze szkoły.
- Czego on jest taki wkurzający!? – Krzyknęłam.
- Ładnie razem wyglądacie. – Powiedziała Bonnie oglądając swoje paznokcie.
- Bardzo ładnie. – Usłyszałam. Po chwili byłam przyciśnięta do ściany.
- Wynoś się stąd! – Krzyknęłam nie siłując się z nim.
- Tak, już lecę. – Bąknął.
- Jak sobie życzysz. – Szepnęłam. Po chwili to on leżał na podłodze pod moją stopą. – Zapominasz, że jestem starsza. – Dodałam pewna siebie. Bonnie przyglądała się całemu zajściu.
- Bonn, możesz iść. Jak coś to cię zawołam. – Uśmiechnęłam się.
- W porządku. – Już jej nie było. Przez chwilę zapomniałam, że unieruchamiam Damona i poluzowałam stopę. Wykorzystał moment i stanął przede mną:
- Katherine.Szepnął odgarniając mi włosy z twarzy. Mrugnęłam oczami, a w tym czasie on złożył na moich ustach pocałunek. Trwał sekundę, dosłownie. Po chwili już go nie było. Dotknęłam palcami swoich ust. W brzuchu fruwało mi stado narwanych motylków. I chyba lekko pijanych. Nie mogę uwierzyć!
*** [Damon]
Ja ją pocałowałem! Dotknąłem palcami ust. Huczało mi w głowie. Ja ją kocham! Czego ona nie może tego zrozumieć? Elena nie była taka jak ona. Może z wyglądu były identyczne jednak strasznie się różniły. Katherine ma w sobie iskrę, jest pewna siebie i taka seksowna. Jak ona mogła mi zrobić coś takiego i tak się dzisiaj ubrać? A ten jej stanik! Sama myśl o niej przyprawia mnie o dreszcze. Ja Damon Salvatore jak zakochałem się w niej w 1683 roku, tak kocham ją do teraz. Coraz mocniej!!!
***
Byłam już na miejscu. Zamknęłam oczy i po chwili byłam już na szczecie. Znajdowałam się w centrum miasta, na wieży budynku szkoły muzycznej. Dawno temu była tu siedziba straży pożarnej, co tłumaczy tą wieżyczkę. Wzięłam ze sobą stary, fioletowy zeszyt, w którym od dawna nie pisałam.

Drogi Pamiętniku!
On znowu to robi. Znowu zakochuję się w nim. Pomimo, że we Florencji serce oddałam Stefanowi, ona dalej mnie kochał. I dziś tu był. Tańczył ze mną.Pocałował mnie…Kocham Go!

[Godzinę później]
Wróciłam do domu. Postanowiłam zrobić sobie relaksującą kąpiel. Weszłam do łazienki. Podłoga była ułożona z szarych kafelek, podobnie ściany tylko, że z niebieskich. Na środku stała wanna, po prawej stronie umywalka, a po lewej toaleta. Na przeciwko mnie znajdowało się duże okno zasłonięte roletą i dwie szafki. Na jednej z nich stał bukiet róż. Odkręciłam kurki z ciepłą wodą. Wlałam dowody płyn do kąpieli o zapachu wanilii. Sięgnęłam ręką po czerwone kwiatki i oberwałam z nich płatki, które wrzuciłam dowody. Po za tym w łazience był porządek. Pewnie moja mama tu zajrzała gdy mnie nie było. Chwilę później byłam zanurzona w wodzie. Zaczęłam bawić się pianą. Nabierałam ją w ręce i zdmuchiwałam lub przekładałam ją między palcami. Zauważyłam, że moje palce wyglądają jak suszona śliwka, więc wyszłam z wody. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam szukać w szafie czegoś do spania. Usłyszałam chrząknięcie. Z kamieniałam. Powoli odwróciłam się. STEFAN!!! Miał dwa kołki w dłoni:
- Kochana… – Szepnął i rzucił. Poczułam jak jeden przeszywa moją klatkę piersiową, tuż obok serca. Po chwili poleciał drugi. Nie byłam przygotowana na atak, ani obronę. Czekałam na uderzenie,lecz usłyszałam tylko jak ktoś wskakuje przez okno.